poniedziałek, 4 marca 2013

Mitologia III RP - Mit Okrągłego Stołu cz.2


Poprzedni wpis zakończyłem krótką wzmianką zhańbienia swoich nazwisk przez przedstawicieli "lewicy laickiej" bądź też - OPOZYCJI RACJONALNEJ. Dzisiaj chciałbym rozpocząć od przedstawienia drugiego nurtu ówczesnej polskiej opozycji - tzw. oszołomów.

Przedstawiciele tychże oszołomów uważali, że należy bez jakiegokolwiek kompromisu dążyć wszelkimi dostępnymi środkami do pozbawienia komunistów władzy. O tym, że było to całkiem realne postanowienie świadczyło wyraźne osłabienie systemu komunistycznego nie tylko w PZPR, ale we wszystkich krajach bloku wschodniego.

Opozycjoniści reprezentujący ten pogląd, którzy byli skupieni wokół:
- Grupy Roboczej Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność", czyli wokół m.in. Andrzeja Gwiazdy i Andrzeja Słowika,
- "Solidarności Walczącej" Kornela Morawieckiego,
- Konfederacji Polski Niepodległej Leszka Moczulskiego,
- Niezależnego Zrzeszenia Studentów,
- Federacji Młodzieży Walczącej,
- ruchu "Wolność i Pokój",
- Liberalno-Demokratycznej Partii Niepodległość i wielu innych mniej znanych organizacji anty-systemowych uważali, że negocjacje z komunistami są zdradą ideałów, za które dotąd walczyli, cierpieli, byli internowani, bici, mordowani. Systemu nie należy reformować, tylko należy go odrzucić i unicestwić - jak wówczas mawiali oszołomy.

Niewyobrażalna klęska, jaką w wyborach w czerwcu 1989 ponieśli towarzysze Jaruzelskiego chyba najlepiej ukazuje, że to właśnie OPOZYCJA REAKCYJNA ze swoimi oszołomami miała rację.

Konflikt pomiędzy tymi dwoma nurtami polskiej opozycji w kolejnych miesiącach i latach jeszcze bardziej się pogłębił i zyskał miano wojny polsko-polskiej. Oszołomy zażądały jak najszybszego unieważnienia ustaleń okrągłostołowych i rozpisania nowych, w pełni demokratycznych wyborów. Ostatecznie jednak Polska, która była uważana za symbol początku przemian roku 1989, za symbol zerwania żelaznej kurtyny była ostatnim krajem bloku wschodniego, w którym przeprowadzono wolne wybory parlamentarne.

Wielki mit "Okrągłego stołu", wielki mit "założycielski III RP", mit historycznego kompromisu między komunistami a opozycją są zawsze związane z mową o "jedynej drodze", jaką wówczas mogła pójść Polska. Drogą tą mogło być tylko i wyłącznie dogadanie się z komunistami.

Nie wiemy jak wyglądałbym scenariusz alternatywny, gdyby w którymś momencie sprawy potoczyły się inaczej niż "architekci przemian" założyli. Jest to zadanie do autorów science-fiction... W mojej ocenie nie ulega jednak jakiejkolwiek wątpliwości, że pod koniec lat 80. istniała również inna droga, tak jak podczas wszystkich najważniejszych wydarzeń w dziejach Polski i świata, które mogły mieć wiele przebiegów. Sam fakt, że ówczesna "grupa trzymająca władzę" zdecydowała się na takie, a nie inne rozwiązanie nie jest jakimkolwiek argumentem do stwierdzenia i trwania w przekonaniu, że było to najlepsze rozwiązanie. Opozycję zasiadającą do "Okrągłego stołu" można usprawiedliwić tylko jednym - mieli oni zafałszowane wyobrażenie o sile reżimu oraz pamiętając wybuch Stanu Wojennego. Opozycjoniści (a na pewno część z nich) bali się, że władze PRL posiadają potencjał militarny, mimo że w rzeczywistości go nie miały. Podobnie wyolbrzymiano możliwości Kremla i ZSRR.

Dzisiaj, prawie 24 lata później, możemy spojrzeć z dużym dystansem na istotę opisywanego przeze mnie mitu. Mamy coraz więcej historyków, którzy mogą przekazywać społeczeństwu prawdziwą, a nie "groteskową", "słodką", "zabawną" twarz komunizmu i jego zbrodniarzy. Dziś możemy głośno mówić o ich zbrodniach i nazywać ich mordercami, a nie "ludźmi honoru". Możemy dziś na podstawie ujawnionych dokumentów spokojnie prześledzić jak w rzeczywistości wyglądała polska transformacja. Warto o tym pamiętać i trzeba z tego korzystać!

Mam nadzieję, że te dwa teksty, w których bardzo pokrótce chciałem zrelacjonować "Okrągły stół" i drugą komunistyczną odwilż skłonią przynajmniej niektórych do wgłębienia się w tą tematykę i trochę bardziej szczegółowej analizy tamtych wydarzeń.
Czy "Okrągły stół" był zdradą? Lech Kaczyński, który był jedynym opozycjonistą obecnym każdego dnia w Magdalence powiedział, że w Magdalence nie było żadnej zdrady. Doszło za to do fraternizacji między opozycją a komunistami. Tylko troje opozycjonistów: Lech Kaczyński, Władysław Frasyniuk i Tadeusz Mazowiecki nie brało w tym udziału. I to jest właśnie ten problem - jak wynika bowiem z innych wypowiedzi Lecha Kaczyńskiego - opozycjoniści naprawdę mieli wówczas w pamięci stan wojenny. Czy jednak był to powód do haniebnego picia wódki z komunistycznymi zbrodniarzami i oddania Polski bez jakiejkolwiek walki? Czy był to powód do nazwania ich "ludźmi honoru"? Oczywiście, że nie! A w moim przekonaniu już sama fraternizacja jest zdradą i wbiciem społeczeństwu noża w plecy.

Tomasz "Geolog"
Pozdrawiam Serdecznie

8 komentarzy:

  1. Szkoda, że w Polsce nie zastosowano scenariusza NRDowskiego w dekomunizacji. Tam teczki są otwarte i każdego agenta Stasi można sobie zlustrować. Zostaje nam tylko model dużo bardziej niedoskonały, czyli węgierski. Czy do niego dojdzie? Zaczynam powątpiewać.

    pozdro

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dla mnie, w obecnym układzie władza-media nie ma nawet o czym marzyć. Być może uda się zlustrować wszystkich agentów w przeciągu jakichś najbliższych 10 lat, ale będzie to niezwykle trudne.

      Gdy były na to możliwości, gdy była na to pora to tego nie zrobiono, więc też nie możemy się dziwić, że dzisiaj - 24 lata po "Okrągłym Stole" jest to nierealne.

      W Niemczech ekipa pani Merkel zwiększyła o kilkaset milionów euro rocznie środki na sklejanie papierów Stasi, które przepuszczono przez niszczarki, a cały proces "odzyskiwania akt" ma trwać jeszcze minimum 20 lat. U nas za to wyjdzie jakiś pajac i powie: "Jak można? Jak można? No proszę państwa, jak można robić coś tak nieludzkiego, żeby badać czyjąś przeszłość? Przecież to barbarzyńskie i niedemokratyczne".

      Jak więc nazwać okrągłostołową zdradę?

      W przyszłym tygodniu postaram się pokrótce opisać mit lustracji czy też śmiertelnego zagrożenia lustracją.

      PS. Pisałeś kiedyś, że zabierasz się za czytanie "Reglamentowanej rewolucji" prof. Dudka? I jak? Podobała się? :)

      Pozdrawiam

      Usuń
    2. zacząłem ale nie skończyłem;) a co do naszych archiwum w IPNie to przypomnę tylko, że niedługo będzie wyjebany na bruk, a ile wtedy teczek "przypadkiem" gdzieś poginie to boję się pomyśleć.

      Ale tak według logiki maintreamu naszego to jakie są działania niemieckie? też są be czy już nie? Bo powiem, że ja z logiki socjalistycznej średni jestem.

      pozdro

      Usuń
    3. Odnośnie IPN, to pierwszym etapem jego rozpierdolenia była ustawa, którą śp. Prezydent Lech Kaczyński chciał odesłać do TK, a którą podpisał P.O. Prezydenta - Bronisław Komorowski. Pierwszą kostką domina, która uruchomiła tą lawinę ataku na IPN była jak wszyscy pamiętają książka "Lech Wałęsa a SB", która jako pierwsza obaliła mity założycielskie III RP i "Okrągłego stołu".

      Stosunek polskich przeciwników "polowania na czarownice" do lustracji w innych krajach bloku wschodniego najlepiej zilustruje fragment książki "Strachy z gazety. 20 lat przestróg dla Polski" wydanej przed wyd. FRONDA w 2011 roku:

      "Kolejną obsesją publicystów 'Gazety Wyborczej', obok zagrożenia nacjonalizmem i dekomunizacją, była lustracja. Także w tym przypadku zagrożenie miało dotyczyć wszystkich krajów postkomunistycznych. Najgorsze stało się wtedy, gdy niektóre z tych krajów - RFN, która wchłonęła NRD i Czechosłowacja - przystąpiły do nakręcania "spirali nienawiści" i dały upust "żądzy odwetu" (w tłumaczeniu na język polski - uchwaliły ustawy dekomunizacyjne i lustracyjne).
      W pierwszej fazie dawano odpór idei lustracji, krytykując lustracyjne ustawodawstwo przyjęte i realizowane nad Wełtawą i Sprewą. W lipcu 1991 do ataku ruszył Adam Michnik, stwierdzając, że Czechosłowackie Zgromadzenie Federalne, które 10 stycznia 1991 roku przyjęło uchwałę o ujawnieniu agentów komunistycznej bezpieki wśród parlamentarzystów, bezkrytycznie uwierzyło ubeckim dokumentom i zeznaniom byłych funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa. Po pół roku funkcjonowania lustracji rozpętało się u naszych południowych sąsiadów "piekło czechosłowackie" (by sparafrazować frazę o "polskim piekle"). Zatrwożony redaktor 'Gazety Wyborcze' donosił z Pragi: "[...] w prasie i w publicznych wypowiedziach polityków mnożą się oskarżenia coraz to nowych osób o współpracę z bezpieką. Prawie nie ma tygodnia, aby nie pojawiła się jakaś nowa afera lustracyjna. Ludzie niesłusznie oskarżeni mają niewielkie szanse oczyszczenia się z zarzutów. To właśnie oni muszą udowadniać, że >>nie są wielbłądem<<. W dodatku procesy o zniesławienie wloką się przez wiele miesięcy. [...] Gdyby jednak nawet sąd przyznał rację poszkodowanym, to i tak część społeczeństwa będzie uważała, że >>coś w tym musiało być<<". Czyż więc może dziwić nieskrywany żal Michnika do jego przyjaciela, a zarazem prezydenta Czechosłowacji (po rozpadzie w 1992 roku - Czech) Vaclava Havla, który podpisał się pod ustawą lustracyjno-dekomunizacyjną. Był to - jak wytknął mu redaktor naczelny 'Wyborcze' - "chyba jedyny istotny błąd", który popełnił Havel jako prezydent.
      Nie lepiej było w dawnej NRD, gdzie po zjednoczeniu Niemiec uchwalono nie tylko dekomunizację, ale również pełen dostęp obywateli do akt byłej Stasi.
      W styczniu 1992 roku korespondent 'Gazety Wyborczej', w Berlinie, Piotr Cegielski meldował: "Otwierając archiwa Stasi, wypuszczono diabła z pudełka. Wiadomo, że z powrotem nie uda się go tam zapędzić. Jedyne, co pozostaje to kontrolowanie jego poczynań. I powściąganie odruchów zemsty, które często są przedwczesne". Generalnie bowiem "Wirus Stasi (czyli umożliwienie obywatelom wglądu w akta dawnej bezpieki - przyp. Geolog) jest groźniejszy niż AIDS".
      Dziennikarze 'Gazety', którzy krytykowali lustrację w RFN i Czechosłowacji, pisali o strachu (lustracja wywołuje powszechną podejrzliwość, która może zakończyć się aktami przemocy) i bezradności (ofiarom nie pomoże nawet sąd) - a więc odwoływali się do tych samych argumentów, którymi później zwalczali ideę lustracji w Polsce."

      Dzisiaj Niemcy to nasi przyjaciele, więc żeby Angela się nie obraziła nie wolno pisać o jej "błędach" i "niemieckim piekle". Ale w sumie jestem ciekaw, jak wyglądałby dzisiaj taki tekst w "Wyborczej" :)

      Pozdrawiam

      Usuń
    4. kurde!! dobre te książki czytasz! a ja co? chyba się muszę zacząć wstydzić. W jaki sposób książki dobierasz?

      Usuń
    5. Trudne pytanie :) nie mam jakiejś metody :) zazwyczaj patrzę na autora i wydawnictwo :) nigdy osobiście nie zawiodłem się na krakowskich ARCANA-ch ani na Frondzie. Dużo książek pożyczałem swego czasu od wujka, ale teraz wolę kupować i dać zarobić trochę grosza autorowi :) oczywiście zawsze najpierw wyczekuję promocji albo szukam w antykwariatach :D aktualnie czytam zbiór felietonów zamieszczonych m.in. w "Nowym Państwie" byłego wiceministra edukacji narodowej - dr Andrzeja Waśko - pt. "Poza systemem" (http://www.ksiegarnia.arcana.pl/Andrzej-wasko-poza-systemem,999.html).

      Problem jednak polega na tym, że aktualnie i jeszcze przez długi czas takie książki będą po prostu uświadamiały uświadomionych. Jeśli bowiem książka ma max 2 tysiące nakładu, a środowisko ARCANA reprezentują ludzie o poglądach prawicowych, to mogą one tylko pogłębiać wiedzę na dany temat i utwierdzać w swoich przekonaniach. Mimo wszystko warto przeczytać.

      Pozdrawiam :)

      Usuń
    6. z tego co słyszałem to myśl nowoczesnego endeka to książka adresowana też do nieco mniej wyrobionego czytelnika, co sądzisz?

      pozdro

      Usuń
    7. Kupiłem ją jakoś w listopadzie i póki co leży u mnie na półce, ponieważ musiałem nadrobić kilkanaście innych zaległości. Aktualnie jest ona dziesiąta w mojej kolejce, więc niestety nie mogę się wypowiedzieć :)

      Pozdrawiam

      Usuń