czwartek, 19 września 2013

Wolnych ludzi nic nie złamie...



Pewna gazeta, która swego promowała się znakiem "Solidarności" do dzisiaj stara się wmówić obywatelom RP, że okres IV RP, czyli de facto lata 2005-2007, to najgorszy, najbardziej totalitarny i najstraszniejszy czas w historii Polski.
Ta sama gazeta nazywa Żołnierzy Wyklętych leśnymi bandytami starając się przedstawić ich w jak najbardziej perfidnym świetle, jednocześnie gloryfikując polskich najeźdźców i oprawców.
Dzięki dobrym ludziom do głosu dochodzą również osoby, które chcą uczcić pamięć o bohaterach, którzy nigdy nie zostali złamani przez najeźdźcę czy to ze strony niemieckiej czy rosyjskiej. Pamięć o tych właśnie żołnierzach jest dzisiaj natchnieniem i motywacją dla wielu młodych ludzi i mimo, że w mediach głównego nurtu istnieje niepisany zakaz mówienia o nich w sposób pozytywny, to jednak coraz więcej pozytywnych wypowiedzi może się przebić do opinii publicznej.

Właśnie o jednym z Żołnierzy Wyklętych będzie dzisiejszy tekst. Od razu muszę zastrzec, że zdaję sobie sprawę, iż chyba nie jestem najodpowiedniejszą osobą do pisania tekstów tego typu, ale spróbuję.


W 1910 roku w Stryju (Austro-Węgry) urodził się Zygmunt Szendzielarz, którego zwłoki IPN odnalazł na wiosnę tego roku. Uczęszczał on najpierw do Szkoły Podchorążych Piechoty w Ostrowi Mazowieckiej, a następnie do Szkoły Podchorążych Kawalerii, po czym trafił do 4. Pułku Ułanów Zaniemeńskich. We wrześniu 1939 roku pułk ten został wcielony w skład Północnego Zgrupowania Odwodowej Armii "Prusy", a następnie Grupy Operacyjnej gen. Andersa. Porucznik Zygmunt Szendzielarz był wówczas dowódcą 2. szwadronu. Za swój udział w obronie Rzeczypospolitej podczas kampanii wrześniowej został odznaczony krzyżem Virtuti Militari V klasy.

Po wrześniowym zwycięstwie hitlerowców wstąpił on do Związku Walki Zbrojnej pod skrzydłami którego rozpoczął on organizację konspiracji na terenie Wileńszczyzny. W 1943 roku Zygmunt Szendzielarz (wówczas już "Łupaszka") został dowódcą pierwszego polskiego oddziału partyzanckiego na Wileńszczyźnie, który później przekształcił się w V Wileńską Brygadę Armii Krajowej, która niedługo potem stała się najliczniejszą i najsilniejszą brygadą AK na Wileńszczyźnie. W uznaniu zasług, w styczniu 1944 roku, Komendant Okręgu Wileńskiego AK, pułkownik Aleksander Krzyżanowski (pseudonim "Wilk"), odznaczył "Łupaszkę" Krzyżem Walecznych.

Mimo rozkazu o demobilizacji Zygmunt "Łupaszka" Szendzielarz pozostał w konspiracji i podjął dalszą walkę z sowieckim najeźdźcą i służącymi mu polskimi zdrajcami. Dane, którymi aktualnie dysponują polscy historycy pozwalają stwierdzić, że w latach 1945-1948 oddziały, wówczas już majora "Łupaszki" rozbiły kilkanaście placówek Armii Czerwonej, około 60 posterunków MO, kilka placówek UBP i posterunków SOK, a także zlikwidowały około 200 funkcjonariuszy i oficerów NKWD, UBP, MO i Armii Czerwonej.

Oprócz akcji zbrojnych major "Łupaszka" prowadził również akcję propagandową - brał udział w redagowaniu, powielaniu i rozpowszechnianiu wśród ludności cywilnej ulotek o treści antykomunistycznej. Poniżej fragment jednej z tych ulotek z marca 1946 roku:
"(...) Nie jesteśmy żadną bandą, tak jak nas nazywają zdrajcy i wyrodni synowie naszej ojczyzny. My jesteśmy z miast i wiosek polskich. (...) My chcemy, by Polska była rządzona przez Polaków oddanych sprawie i wybranych przez cały Naród, a ludzi takich mamy, którzy i słowa głośno nie mogą powiedzieć, bo UB wraz z kliką oficerów sowieckich czuwa. Dlatego też wypowiedzieliśmy walkę na śmierć lub życie tym, którzy za pieniądze, ordery lub stanowiska z rąk sowieckich, mordują najlepszych Polaków domagających się wolności i sprawiedliwości".

30 czerwca 1948 roku major Szendzielarz został aresztowany w Osielcu pod Zakopanem i natychmiast przetransportowany do aresztu śledczego na Rakowieckiej w Warszawie, w którym to spędził 2,5 roku. W listopadzie 1950 roku rozpoczął się proces "Łupaszki" oraz innych byłych członków Okręgu Wileńskiego AK. Przewodniczącym składu sędziowskiego w tym procesie był były żołnierz AK, a potem wyjątkowo dyspozycjyjny i wierny komunista oraz nieprzeciętnie krwawy i brutalny stalinowski sędzia - Mieczysław Widaj (zmarł w 2008 roku pobierając 9 tys zł emerytury i nigdy nie odpowiadając za swoje wyroki). Wszyscy oskarżeni w tym procesie z wyjątkiem kobiet zostali skazani na śmierć.

Wieczorem 8 lutego 1951 roku major Zygmunt "Łupaszka" Szendzielarz został stracony w więzieniu na Mokotowie. Zarówno w śledztwie jak i przed egzekucją zachował godną, prawdziwie patriotyczną postawę, m. in. nie prosząc komunistów o łaskę.

Przez cały okres PRL major Szendzielarz był przedstawiany w jak najgorszym świetle. Bandyta, zdrajca, faszysta - to tylko niektóre epitety na jego temat, które można było usłyszeć bądź przeczytać w reżimowych mediodajniach. Prawdziwą twarz "Łupaszki" można było poznać tylko na emigracji, np. paryskie "Zeszyty Historyczne" opublikowały w odcinkach jego biografię, a Kazimierz Sabbat -  prezydent Polski na Uchodźstwie - w 1988 roku odznaczył majora Krzyżem Złotym Orderu Virtuti Militari.
Dopiero po roku 1989 Polacy mieszkający między Odrą a Bugiem mogli poznać prawdę o polskim bohaterze. W 1993 roku Zygmunt Szendzielarz został oczyszczony przez sąd III RP ze wszystkich postawionych mu przez komunistów zarzutów, natomiast w roku 2007 odznaczył "Łupaszkę" Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski - za wybitne zasługi dla niepodległości RP.
Pośmiertna rehabilitacja, która została dokonana 20 lat temu dalej spędza sen z powiek spadkobiercom tamtego systemu a pamięć o polskich bohaterach, którzy zostali przez nich zamordowani czy to po II Wojnie Światowej czy też po roku 1956 jest jedną z najpotężniejszych broni ludzi, którzy nie zgadzają się z proponowaną przez nich drogą, którą ma podążać Polska.

W książce Tadeusza Płużańskiego pt. "Bestie" (na podstawie której w dużej mierze powstał powyższy tekst) znajdują się fragmenty przygotowanego w 2006 przez Posłów PiS z sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu projektu uchwały mającej na celu uczczenie w 55. rocznicę śmierci majora "Łupaszki". Oto kilka z nich:
"55 lat temu, 8 lutego 1951 roku, zamordowany został w komunistycznym więzieniu major Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka". Żołnierz do końca wierny Niepodległej Polsce, za swoją służbę dwukrotnie odznaczony orderem Virtuti Militari".

"Oddziały utworzone przez majora "Łupaszkę" przeprowadziły w latach 1945-1952 około 450 akcji zbrojnych. W jednostkach podległych majorowi "Łupaszce" panowała wzorowa dyscyplina. Zwalczały one nie tylko komunistyczny aparat bezpieczeństwa, ale także chroniły ludność przed pospolitymi bandytami".

"W latach 1943–1944 5. Wileńska Brygada Armii Krajowej stoczyła kilkadziesiąt bitew. Oddział majora "Łupaszki" prowadził krwawe walki z wojskami hitlerowskimi, z pozostającymi w służbie III Rzeszy formacjami litewskimi oraz z sowiecką partyzantką terroryzującą Polaków. W czasie tych działań Zygmunt Szendzielarz zdobył sobie zaszczytną opinię znakomitego dowódcy, a 5. Brygada w uznaniu poniesionych ofiar zyskała miano »Brygady Śmierci«".

"Major Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka" stał się symbolem niezłomnej walki o Niepodległą Polskę, jaką toczyli "Żołnierze Wyklęci" - żołnierze antykomunistycznego ruchu oporu z organizacji Wolność i Niezawisłość, Armii Krajowej na Kresach Wschodnich, Ośrodka Mobilizacyjnego Wileńskiego Okręgu AK, Narodowych Sił Zbrojnych, Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, Ruchu Oporu Armii Krajowej, Konspiracyjnego Wojska Polskiego i dziesiątek innych organizacji; podkomendni podpułkownika "Kotwicza", podporucznika "Zagończyka", kapitana "Młota", majora "Orlika", majora "Zapory", kapitana "Warszycy", majora "Ognia", kapitana "Bartka" i wielu innych, których żołnierski szlak kończyła śmierć w nierównej walce z komunistycznymi siłami bezpieczeństwa bądź ubecki strzał w tył głowy. Niech polska ziemia utuli ich do spokojnego snu. Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, czczącej Ich pamięć, stwierdza, że "Zołnierze Wyklęci", dobrze zasłużyli się Ojczyźnie".

Mógłbym na koniec przytoczyć całe bicie piany, jakie w związku z projektem powyższej uchwały zafundowała społeczeństwu postkomuna od jednej z największych komunistycznych gadzinówek, jaką jest "Trybuna" a na "Gazecie Wyborczej" kończąc... Mógłbym przytoczyć wypowiedzi spadkobierców PZPR, czyli SLD... Mógłbym tylko, po co tak naprawdę przytaczać wypowiedzi ludzi, dla których bohaterami są np. Zygmunt Bauman, Stefan Michnik, Wojciech Jaruzelski i inni zbrodniarze?


Obyśmy doczekali dnia, w którym tacy ludzi jak major Zygmunt "Łupaszka" Szendzielarz doczekają się w wolnej Polsce uroczystych pogrzebów ze wszystkimi honorami - takich na jakie zasłużyli bohaterowie.

Między innymi ze względu na pamięć o ofiarach komunizmu lata 2005-2007 w historii Polski zostały nazwane przez główne ośrodki medialne tak jak napisałem to na początku tego tekstu. Mając jednak wybór między "Żołnierzami Wyklętymi" PiS a stalinowcami, SB-kami i resztą komunistycznych zbrodniarzy, którzy dzisiaj dorobili się tytułów profesorów, ogromnych majątków, statusu autorytetów moralnych lansowanych przez obecną władzę - zawsze wybiorę tych pierwszych i wiem, że nie jestem sam.

Tomasz "Geolog"
Pozdrawiam Serdecznie

poniedziałek, 9 września 2013

Byle sumienie nie gryzło...


Kolejne wybory na szczeblu lokalnym i kolejne zwycięstwo kandydata Prawa i Sprawiedliwości. W wypowiedziach i komentarzach wielu publicystów widać przeświadczenie, że w Polsce coś się ruszyło. Widać, że powoli zaczyna się coś zmieniać w świadomości wielu Polaków. Nawiązując do tych właśnie wyborów chciałbym dzisiaj zastanowić się nad "polskim sumieniem".

W 1995 roku, po zwycięstwie w drugiej turze wyborów prezydenckich przez Aleksandra Kwaśniewskiego, na łamach "Tygodnika Solidarność" opublikowano rozmowę, którą przeprowadziła Barbara Sułek-Kowalska z Biskupem Józefem Życińskim. Pani redaktor zapytała wówczas duchownego: "Czy Ksiądz Biskup wie już, jak nazwać to, co się w Polsce stało?".
Odpowiedź (w mojej ocenie mało wyczerpująca i jednoznaczna) brzmiała następująco:
"Dla mnie jako kapłana i duszpasterza, czymś niezwykle ważnym pozostaje oznaka stanu polskich sumień wyrażona w tym wyborze. Wiedziałem, że ten stan sumień pozostawiał wiele do życzenia, i że duża część społeczeństwa zachowuje krytycyzm wobec etosu 'Solidarności'. Ale jednak wskaźnik procentowy był dla mnie zaskoczeniem".
Pozwolę sobie przypomnieć, że tamte wybory zakończyły się wynikiem:
Aleksander Kwaśniewski 9 704 439 (51,72%) głosów
Lech Wałęsa 9 058 176 (48,28%) głosów.

Następnie zapytany, czy z tego wynika, że ani Sierpień'80, ani lata stanu wojennego nie spowodowały przełomu w polskich sumieniach - Biskup Życiński powiedział, że mówienie o przełomie lub braku byłoby nie lada uproszczeniem, ponieważ "niewątpliwie dokonuje się jakiś proces nasycenia sumień nową treścią, na pewno u wielu osób nastąpiło otwarcie na dziedziny rzeczywistości, których przedtem te osoby nie znały i nie dostrzegały". Jednak - zdaniem biskupa - to był dopiero warunek wstępny umożliwiający podjęcie kuracji, która będzie trwała długo, gdyż "wielką iluzją byłoby sądzić, że powiew sierpniowego wiatru od morza przyniósł radykalne uzdrowienie wszystkich polskich sumień".

W roku 2006 wydawnictwo Prószyński i S-ka wydało książkę autorstwa Hannah Arendt pt. "Odpowiedzialność i władza sądzenia", zawierającą zbiór niepublikowanych tekstów autorki z ostatnich 10 lat jej życia (1965-1975) W tejże książce autorka stawia tezę, iż ci, którzy "trzymają się sztywno wartości moralnych nie są wiarygodni". Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ okazuje się, że można je "zmieniać z dnia na dzień i że pozostaje wówczas jedynie nawyk trzymania się czegokolwiek", co zresztą autorka udowadnia posiłkując się wieloma przykładami z historii.

Śledząc ostatnie siedemdziesiąt lat historii Rzeczypospolitej Polskiej widać, że słowa zarówno Biskupa Życińskiego jak i Hannah Arendt chyba najlepiej obrazują stan polskich sumień. A wszystko zaczęło się w momencie, gdy rozpoczęto na terenie Polski instalowanie komunistycznego reżimu. Wówczas rozpoczęła się pierwsze na tak masową skalę porzucanie bez najmniejszego oporu (a niejednokrotnie z entuzjazmem) wartości takich jak Bóg, Honor, Ojczyzna, Wierność, Godność etc. Zostały one zastępowane przede wszystkich czynami (a nie hasłami jak co niektórzy uważają), do których zachęca wytwór ideologiczny stworzony przez Marksa, Engelsa i Lenina.
Historia powtórzyła się po roku 1989, gdy pod hasłem "powrotu do Europy", tak wiele osób podświadomie przekonano do tego, by zrezygnowały z samodzielnego myślenia.

"Rewolucja moralna" zapowiedziana przez braci Kaczyńskich po wygranych przez nich wyborach parlamentarnych i prezydenckich w 2005 roku przerodziła się w "Czas wrzeszczących staruszków". Wszystko po to, aby dotychczas rządząca Polską elita, kryjąca się pod banderą wartości katolickich, w dalszym ciągu sprawowała rząd dusz, dzięki któremu mogłaby wszczepiać do polskiej świadomości "wartości" obce, które jeszcze do niedawna nie miały jakiejkolwiek sił przebicia i możliwości przyjęcia do ludzkiej świadomości.

Na miejscu będzie przypomnienie ostrzeżenia, zawartego w książce Marii Dąbrowskiej pt. "Noce i dni":
"Świat dzisiejszy, w którym przekroczone zostały wszystkie granice przyzwoitości, a jednocześnie załamały się autorytety wszystkich oficjalnych wzorców, doktryn, dogmatów, stanął właśnie wobec conradowskiej próby moralności. Nie jesteśmy jeszcze w stanie powiedzieć, czy świat tę próbę wytrzyma - możemy jednak z całą pewnością powiedzieć, że lepiej będzie, aby świat się od conradowskiej postawy nie odżegnywał. Wkład tej postawy i tej moralności okaże się potrzebny każdemu, kto będzie kształtował nowoczesną rzeczywistość moralną."

Wracając do zwycięstwa PiS na Podkarpaciu i we wszystkich poprzednich lokalnych starciach - w mojej ocenie pokazuje to jeszcze jedną ważną rzecz, o której niestety mało kto chce wspomnieć a co próbowałem nieco przybliżyć powyżej. Po sześciu latach rządów Donald T. i jego mafii widać, że coraz więcej osób ma gdzieś, co dzieje się z państwem. Przecież poziom niezadowolenia z rządzących jest aktualnie jednym z najwyższych w historii III RP, a mimo to obywatele wykazują się taką obojętnością. Pisałem już wcześniej, że raz podczas rozmowy ze znajomymi usłyszałem tekst, że i tak nie ma na kogo głosować, dlatego zagłosują na PO, ponieważ przyjdzie PiS, powoła 20 komisji i w koło będzie mowa o Smoleńsku, a taki robotnik, który zarabia 1200 zł miesięcznie chce mieć święty spokój, żeby nikt mu się nie wpierdzielał, chce spokojnie posłać dzieci do szkoły, spłacać kredyty, a nie ciągle słuchać czarnowidztwa Kaczyńskiego.

Nie jest to zapewne tylko opinia moich znajomych, ponieważ jestem przekonany, że myśli tak przynajmniej kilka procent naszego społeczeństwa. Pokazuje to tylko i wyłącznie jak bardzo ludzie są dziś upodleni i jak bardzo im już wszystko zobojętniało. Najważniejszy jest święty spokój.
W mojej ocenie zaszło to już tak daleko, że po zwycięstwie w wyborach do parlamentu przez PiS nowa rewolucja moralna niczego tak naprawdę nie zmieni, bo jak przyjdzie co do czego znowu będzie się słyszeć teksty typu "pierdolony Kaczor" i podobne. Stan w jakim aktualnie znajdują się sumienia wielu Polaków nie sprzyja powrotowi prawdziwego znaczenia takich wartości jak honor i wierność - wartości, które są związane z chyba najbardziej zapomnianą i pomijaną dzisiaj wartością, jaką jest odpowiedzialność, która zarówno w życiu publicznym jak i prywatnym zdaje się nie odgrywać dziś żadnej istotnej roli.

Tomasz "Geolog"
Pozdrawiam Serdecznie