środa, 31 lipca 2013

Obłęd 2013



Obłęd - inaczej paranoja, rodzaj psychozy, na która składają się logicznie usystematyzowane urojenia, bez zaburzeń uczuciowości.

W roku 2004 - w 60. rocznicę obchodów Powstania Warszawskiego na polskim rynku pojawiła się książka autorstwa Normana Davisa pt. "Powstanie 44", w której to autor pisze we wstępie, że nigdy w historii świata żadna armia nie wykazała się takim poświęceniem, takim męstwem, taką determinacją jak Powstańcy Warszawscy. Ubolewa jednocześnie, że to jemu przyszło napisać pierwszą, tego typu książkę o Powstaniu Warszawskim, ponieważ powinien robić to już dużo, dużo wcześniej ktoś inny, ale niestety nie pozwolił na to ani system panujący w Polsce od 1945 do 1989 roku, ani też m.in. niewidzialna ręka niezwykle wpływowych "autorytetów moralnych" brylujących na pierwszych stron gazet nie pozwoliła na to już w III RP.

W przeddzień 69. Rocznicy Wybuchu Powstania Warszawskiego w księgarniach można nabyć najnowszą książkę red. Piotra Zychowicza pt. "Obłęd 44", w której to autor opisuje wybuch powstania, przebieg walk, decyzje dowódców niczym jedną z największych polskich katastrof i klęsk narodowych.

Przyznam szczerze, że gdyby nie ta książka, to nie pisałbym w tym roku nic o Powstaniu Warszawskim, co zakomunikowałem wczoraj w tekście PRL - domniemane samobójstwa cz.2. Ale do rzeczy. Po napisaniu historii alternatywnej, jaką była książka "Pakt Ribbentrop-Beck", w której to minister Beck miał zawrzeć sojusz z Adolfem Hitlerem i razem z nim ruszyć do walki z ZSRR przyszedł czas na poruszenie jednej z najbardziej delikatnych spraw, która od kilku lat wywołuje prawdziwe burze w niemalże wszystkich dyskusjach.

Powstanie Warszawskie było klęską! Klęską militarną, klęską społeczną, klęską ekonomiczną. Dzisiaj patrząc na nie chłodnym okiem nie można dojść do innych wniosków, jednak... Nie można zapomnieć, że Polska była jednym z najbardziej, jeżeli nie najbardziej uciśnionym narodem w czasie II Wojny Światowej. Tylko w Polsce obowiązywał natychmiastowy wyrok śmierci za pomoc osobom pochodzenia żydowskiego. Tylko w Polsce ludzie byli tak upodleni, tak szkalowani, poniżani, bici, torturowani i mordowani przez okupantów. Tylko na polskich oficerach przeprowadzono operacje ludobójcze. Nie tylko Sowieci mordowali oficerów w Katyniu. Przecież polski kontrwywiad zaobserwował, iż między przedstawicielami hitlerowskich Niemiec i stalinowskiego ZSRR odbyły się 4 spotkania - jesienią i zimą 1939 roku i na początku 1940 roku - we Lwowie, w Krakowie i 2 w Zakopanem. Dziś wiemy, że oficjalnie rozmawiano tam o dalszej współpracy niemiecko-rosyjskiej i dalszym podziale strefy wpływów ogarniętej II Wojną Światową Europy. Wiemy również, że nieoficjalnie rozmawiano o eksterminacji i całkowitej eliminacji Polskiej Inteligencji. Przecież wspomniany wyżej mord katyński dokonany przez Sowietów i mord dokonany przez Niemców na Polakach w podwarszawskich Palmirach nie dość, że odbyły się w tym samym czasie, to jeszcze zastosowano w nich identyczne "kryteria", czytaj: strzał w tył głowy. Jedyna różnica polega na tym, że Niemcy nie dokonali czystki Polskich Oficerów i przedstawicieli Polskiej Inteligencji na taką skalę jak zrobili to Rosjanie.

Chłodna kalkulacja, jaką dzisiaj oferuje nam Piotr Zychowicz nie ma nic wspólnego z Warszawą w roku 1944. Każdy teraz może powiedzieć, że popełniono taki, taki i jeszcze taki błąd, jednak pierwsze dni Powstania Warszawskiego, początkowe sukcesy żołnierzy AK dały do zrozumienia, że Powstanie może być wygrane. Czy był wówczas ktokolwiek, kto spodziewał się, że Niemcy rzucą niemalże wszystkie swoje siły do walki z bohaterskimi warszawiakami? Oczywiście, że NIE! Przecież zrujnowanie Warszawy, tylko (a może właśnie aż) poza aspektem psychologicznym nie dawało Niemcom zupełnie niczego. Jest to przecież niemal identyczna sytuacja jak z marszem na Stalingrad, który nie był ani jakimś super strategicznym punktem Związku Radzieckiego ani nie był w stanie zapewnić Niemcom odpowiedniej ilości potrzebnych surowców do kontynuowania kampanii, jednak zdobycie go dałoby Niemcom potężny atut propagandowy i z całą pewnością mocno załamałoby morale żołnierzy Armii Czerwonej. Niemcy jednak Stalingradu nie zdobyli i gdybanie co by było gdyby jest po prostu niepotrzebne.

W niejednej ze swych wypowiedzi dotyczących "Obłędu 44" Piotr Zychowicz mówi, że potępia decyzję dowództwa, ale jest wielkim zwolennikiem Powstańców Warszawskich. Pan redaktor chyba jednak nie zdaje sobie sprawy, że w roku 1944 dowódca był dla żołnierza AK niczym Bóg - każdy rozkaz był świętością. Żołnierze byli całkowicie oddani sprawie, zdeterminowani, zdolni poświęcić życie za Ojczyznę. To nie jest mój wymysł. Można to przeczytać w wielu książkach czy to we wspomnieniach Władysława Bartoszewskiego czy w wierszach Kamila Baczyńskiego. Po prostu wszędzie. Jeśli więc żołnierze AK rzucili się wykonywać idiotyczny rozkaz, to kim tak naprawdę byli? Skoro redaktor atakuje dowódców, którzy w jego rozumowaniu postąpili delikatnie mówiąc nieodpowiedzialnie, to niby jak postępowali żołnierze, którzy wykonywali z narażeniem życia ich rozkazy?

Pozwolę sobie teraz zacytować słowa wicepremiera rządu RP Jana Stanisława Jankowskiego, który zginął w sowieckim więzieniu po słynnym "Procesie Szesnastu":
"My tu nie mamy wyboru. "Burza" nie jest w Warszawie czymś odosobnionym, to jest ogniwo łańcucha, który zaczął się we wrześniu 1939 r. Walki w mieście wybuchną, czy my tego chcemy, czy nie. Za dzień, dwa lub trzy Warszawa będzie na pierwszej linii frontu (...) Trudno sobie wyobrazić, że nasza (...) młodzież, którą myśmy szkolili od lat (...) daliśmy jej broń do ręki, będzie się biernie przyglądała albo da się Niemcom bez oporu wywieźć do Rzeszy? Jeżeli my nie damy sygnału do walki, ubiegną nas w tym komuniści. Ludzie wtedy oczywiście uwierzą, że chcieliśmy stać z bronią u nogi."
Pan red. Zychowicz mówi wprost, że te słowa są po prostu żenujące, ponieważ on uważa, że coś takiego nigdy nie miałoby miejsca, ponieważ żołnierze AK byli bardzo karni i trzymali się rozkazów. W odpowiedzi powiem Panu redaktorowi, że mój pradziadek został zamordowany przez Niemców za to, że miał ubłocone spodnie - Niemcy uznali, że jest żołnierzem, mimo że uciekał z całą rodziną przed nimi, i po prostu zastrzelili go przy żonie i dzieciach. Gdy usłyszałem tą historię od dziadka, który płakał opowiadając o tym, gdy sobie tylko ją przypomnę, to od razu otwiera mi się nóż w kieszeni. Może Pan red. Zychowicz ma rację - żołnierze AK nie wywołaliby Powstania bez rozkazu, ale na pewno warszawiacy nie przyglądaliby się biernie jak ich okupanci, mordercy i oprawcy na spokojnie opuszczają naszą stolicę.

Jest jeszcze wiele aspektów, które mógłbym poruszyć w tym wpisie, ale chyba wystarczająco dobrze przedstawiłem już moje stanowisko. Wygląda jednak na to, że red. Zychowicz, a przynajmniej ja tak wnioskuję z jego wypowiedzi, nie jest skory do dyskusji a każdy kontrargument, traktuje z wyniosłością: "Że co? ktoś się ze mną nie zgadza? toż to obłęd!".
Jeśli walka za Ojczyznę jest obłędem, jeśli chęć odwetu na prześladowcach jest obłędem, to wszyscy żołnierze AK byli w głębokiej psychozie. Czasem może jednak lepiej zostawić na boku chłodne kalkulacje. Jestem bowiem ciekaw jak zachowałby się red. Zychowicz, gdyby przyszłoby mu żyć w roku 1944? Czy wówczas również patrzyłby na decyzje dowództwa z takim dystansem jak dziś i tak mocno je krytykował?
Powtórzę: Powstanie Warszawskie było klęską! Klęską militarną, klęską społeczną, klęską ekonomiczną! Jednak było również zwycięstwem takich wartości jak Bóg, Honor i Ojczyzna! Było pokazaniem światu, że Polska walczy, Warszawa walczy! Męstwo, determinacja, największa ofiara, jaką złożyli warszawiacy są dziś natchnieniem dla milionów Polaków na całym świecie, i nie tylko Polaków! Dlaczego red. Zychowicz chce zabić ten mit? Niech każdy odpowie sobie sam...

PS. Początkowo myślałem, że tytuł ten dotyczy hitlerowskich sadystów palących żywcem noworodki na warszawskiej Woli. Widać jednak, mam inne pojęcie obłędu niż red. Zychowicz.

Tomasz "Geolog"
Pozdrawiam Serdecznie

wtorek, 30 lipca 2013

Mistrz Sun Zi i współczesne media


W VI wieku p.n.e. wielki chiński mistrz Sun Zi stworzył doktrynę wojenną, na której świadomie lub nieświadomie po dzień dzisiejszy wzorują się wszyscy zainteresowani. Doktryna ta mówi o tym jak prowadzić wojnę w taki sposób, żeby wojsko było wykorzystywane w jak najmniejszym stopniu. Największą bronią jest bowiem... psychologia. Poniżej chciałbym przedstawić 13 złotych zasad, które jako pierwszy zdefiniował mistrz Sun Zi, które warto zapamiętać, albowiem wedle tych zasad dzisiaj manipuluje się całymi społecznościami. Jako pierwsi zasady te na masową skalę wykorzystali Mongołowie ze swym wielkim wodzem - Czyngis-chanem. W XX wieku ich największymi zwolennikami, którzy odpowiednio je zmodyfikowali byli komuniści. Dzisiaj wykorzystują je... Cóż będę pisał. Przeczytajcie i sami oceńcie :-)

"Waszym celem powinno być opanowanie w stanie nietkniętym wszystkiego, co jest pod słońcem. W ten sposób wasze wojska pozostaną nie zmęczone, a wasze zwycięstwo będzie całkowite. Oto sztuka ofensywnej strategii:

1. Dyskredytujcie wszystko, co dobre w kraju przeciwnika.
2. Wciągajcie przedstawicieli warstw rządzących przeciwnika w przestępcze przedsięwzięcia.
3. Podrywajcie ich dobre imię. I w odpowiednim momencie rzućcie ich na pastwę pogardy rodaków.
4. Korzystajcie ze współpracy istot najpodlejszych i najbardziej odrażających.
5. Dezorganizujcie wszelkimi sposobami działalność rządu przeciwnika.
6. Zasiewajcie waśnie i niezgodę między obywatelami wrogiego kraju.
7. Buntujcie młodych przeciwko starym.
8. Ośmieszajcie tradycje waszych przeciwników.
9. Wszelkimi siłami wprowadzajcie zamieszanie na zapleczu, w zaopatrzeniu i wśród wojsk wroga.
10. Osłabiajcie wolę walki nieprzyjacielskich żołnierzy za pomocą zmysłowych piosenek i muzyki.
11. Podeślijcie im nierządnice, żeby dokończyły dzieła zniszczenia.
12. Nie szczędźcie obietnic i podarunków, żeby zdobyć wiadomości. Nie żałujcie pieniędzy, bo pieniądz w ten sposób wydany zwróci się stokrotnie.
13. Infiltrujcie wszędzie swoich szpiegów.

Tylko człowiek, który ma do dyspozycji takie właśnie środki i potrafi je wykorzystać, żeby wszędzie siać niezgodę i rozkład - tylko taki człowiek godzien jest rządzić i wydawać rozkazy. Jest on skarbem dla swojego władcy i ostoją państwa."

Wszystkie powyższe zasady w istocie sprowadzić można do trzech punktów, mianowicie:
"1. Zniszczenia, zrelatywizowania wartości, na jakich opiera się kultura i społeczeństwo przeciwnika, celu walki i życia.
2. Pozbawienia go woli walki, hartu ducha i odwagi.
3. Zniszczenia jego struktury społecznej."

Media głównego nurtu, ale nie tylko one idealnie zastosowały swoje techniki manipulacyjne do tych właśnie zasad. Dzisiaj do zniewolenia większości społeczeństwa nie są potrzebne wojska a jedynie granie na jego najbardziej prymitywnych uczuciach (strach, nienawiść), cielesnych żądzach, najprostszych potrzebach etc.

PS. Swego czasu w tekście "Uzależnieni od zagranicy" napisałem kilka słów odnośnie polskich obligacji, łatania dziury budżetowej za pomocą "szarej strefy" i co...? Dzisiaj słyszymy, że jest to pomysł Rostowskiego na ratowanie budżetu. Od teraz koniec z czarnowidztwem :)

Tomasz "Geolog"
Pozdrawiam Serdecznie

PRL - domniemane samobójstwa cz.2


Miałem dziś napisać post dotyczący Powstania Warszawskiego, jednak uznałem, że w tym tygodniu można i będzie można przeczytać tak wiele tekstów na ten temat (między innymi w tygodniku rybackim "SIECI"), że postanowiłem kontynuować wątek poruszony przeze mnie 10 stycznia 2013 roku, czyli "PRL - domniemane samobójstwa cz.1".

Tak jak poprzednio napisałem - zostaną przeze mnie opisane kolejne "dziwne" samobójstwa polskich opozycjonistów doby PRL, które miały miejsce po 13 grudnia 1981 roku. Ten wpis, tak jak poprzedni ciągu dedykuję te politykom i sympatykom spadkobierców PZPR, czyli Sojuszowi Lewicy Demokratycznej.

Trzy przypadki, które zostaną niżej przedstawione są bezsprzecznie związane z polityką. O ile, w poprzednio opisywanych przypadkach czasem nie było to aż tak oczywiste, to tutaj jest to fakt nie do obalenia. Niżej opisani "samobójcy", byli bowiem czynnie zaangażowani w działalność opozycyjną i niepodległościową, a także byli oni "rozpracowywani" przez organy MSW.

Śp. Zbigniew Simoniuk
Człowiek ten był na tyle "bezczelny", aby dwukrotnie zgłosić porwania, których według jego zeznań dokonali towarzysze z MO. W obu tych przypadkach nie udało mu się jednak niczego wskórać, ponieważ "niezawisły sąd PRL" skupił się tylko i wyłącznie na udowadnianiu ponad wszelkie zgromadzone dowody i zeznania, że zarzuty Zbigniewa Simoniuka są fałszywe. W ramach drugiego z tych postępowań przyjęto nawet, że Pan Simoniuk dopuścił się przestępstwa z art 241 § 1. "Kto bez zezwolenia rozpowszechnia publicznie wiadomości z postępowania przygotowawczego, zanim zostały ujawnione w postępowaniu sądowym, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.", przez co zastosowano wobec niego tymczasowe aresztowanie, a następnie skazano na karę łączną 2 lat pozbawienia wolności. W "skład" tej kary wchodził również wyrok za dwukrotne samo uwolnienie ze szpitali psychiatrycznych, w których Zbigniew Simoniuk był bezzasadnie osadzany na obserwacje w trakcie postępowania przygotowawczego. W trakcie procesu "sędzia" Leszek Kudrycki nie zareagował na oświadczenie obrońcy Z. Simoniuka, iż dokonano w jego mieszkaniu przeszukania i zakwestionowano szereg dokumentów koniecznych do obrony jego klienta.
Postępowanie w sprawie śmierci Z. Simoniuka toczyło się tylko i wyłącznie pod kątem zbierania dowodów mających udowodnić za wszelką cenę tezę o samobójczej przyczynie zgonu. Prokurator prowadzący postępowanie - Henryk Trawid - odstąpił od przesłuchania członków załogi karetki pogotowania ratunkowego udzielającej pomocy Z. Simoniukowi. Odstąpił on również od przesłuchania współwięźniów, z którymi przebywał domniemany samobójca w Areszcie Śledczym w Białymstoku a nawet nie pozwolił na przeprowadzenie eksperymentu symulującego próbę samobójstwa przez powieszenie.

Śp. Kazimierz Majewski
W przypadku tego postępowania "nie stwierdzono przestępstwa", dlatego zostało ono umorzone. Bezpośrednio przed śmiercią Pan Kazimierz był przez kilka kolejnych dni wzywany na przesłuchania do Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Jeleniej Górze. W czasie tych przesłuchań stosowano wobec niego przymus i terror psychiczny, co zapewne miało niebagatelne znaczenie w targnięciu się przez niego na własne życie. W postępowaniu nie przesłuchano wszystkich świadków, którymi byli funkcjonariusze SB, którzy przesłuchiwali Pana Kazimierza, ponieważ WUSW w Jeleniej Górze odmówił podania ich nazwisk, powołując się przy tym na tajemnicę państwową, ponieważ podobno chodziło o pracowników kontrwywiadu. Należy podkreślić, że śledztwo prowadzone przeciwko K. Majewskiemu było związane z zamiarem założenia koła Polskiego Związku Katolicko-Społecznego - stowarzyszenia wówczas zawieszonego. Należy więc się zastanowić czy dlatego był on przesłuchiwany przez funkcjonariuszy kontrwywiadu PRL? Czy była to aż tak niebezpieczna organizacja?

Śp. Jadwiga Kryńska
Pani Jadwiga na 4 dni przed śmiercią została zatrzymana pod zarzutem prowadzenia nielegalnej działalności. Zwolniono ją po 48 godzinach. Po wyjściu z aresztu skarżyła się na bóle brzucha, w związku z którymi umieszczona została w szpitalu. Lekarz, który z nią rozmawiał około 20 minut przed śmiercią stwierdził, że była bardzo zdenerwowana, dlatego dał jej środek uspokajający, jednak nie zauważył w jej zachowaniu absolutnie nic, co wskazywałoby na zamiary samobójcze. Tam też wyskoczyła przez okno. Do dziś nie wyjaśniono, jakie miały być motywy tego samobójstwa.

Postępowania prowadzone w opisanych wyżej i w poprzednim poście sprawach nie miały na celu ustalenia ewentualnej odpowiedzialności funkcjonariuszy MSW. Tymczasem w przytoczonych przeze mnie przykładach można śmiało postawić (hipo)tezę, że w każdym z tych "samobójstw" mieli oni jakiś udział.

Tomasz "Geolog"
Pozdrawiam Serdecznie

wtorek, 16 lipca 2013

Nikogo już nie było...

 http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/d/dc/Miejsce_upami%C4%99tniaj%C4%85ce_ofiary_Czerwonego_Domku.jpg/300px-Miejsce_upami%C4%99tniaj%C4%85ce_ofiary_Czerwonego_Domku.jpg

Tym postem chciałbym, przynajmniej na razie, zakończyć przemyślenia na temat II Wojny Światowej i Holocaustu, jakie zapisuje od czasu pokazania w Polskiej Telewizji Publicznej antypolskiej gadzinówki pt. "Nasze matki, nasi ojcowie".

Każdy zdaje sobie sprawę, że coś takiego jak prawda historyczna może być zakrzyczane, zapomniane lub zrelatywizowane, w związku z czym sukcesy są przedstawiane jako porażki, bohaterstwo jako hańba, a zdrada jako czyn chwalebny.

Na liście odznaczonych medalem "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata", który jest przyznawany przez izraelski Instytut Yad Vashen za udzielenie Żydom pomocy, znajduje się na chwilę obecną 6394 Polaków, czyli 26% wszystkich osób, które zostały odznaczone tym medalem (ich lista znajduje się TUTAJ) - najwięcej spośród obywateli wszystkich krajów, które były okupowane.

Medalem "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata"  zostali odznaczeni wszyscy Ci, których poświęcenie zostało sądownie potwierdzone przez ocalałych Żydów, zgodnie z procedurami przyjętymi przez Instytut Yad Vashen. Niestety, ale nie ma na tej liście miejsca dla tych, którzy stracili kontakt z uratowanymi albo trafili na ich trop, kiedy ci już nie żyli. Nie ma miejsca również dla tych, którzy uszli cało, kiedy Niemcy odkrywali ich związki z Żydami. Między uhonorowanymi przez Instytut Yad Vashen brakuje bardzo wielu Polaków, którzy ratowali życie ludzkie, którzy słuchali nakazów sumienia a nie rozkazów zbrodniarzy, którzy ryzykowali i niejednokrotnie poświęcali własne życie dla innych, często obcych i zupełnie nieznanych im osób i którzy w odróżnieniu od przedstawicieli francuskich kolei nigdy nie wystawili rachunku swoich strat i chorych żądań zadośćuczynienia.

Tak jak nikt dzisiaj nie mówi, nie chce mówić a nawet pamiętać o francuskim współudziale w "ostatecznym rozwiązaniu", tak samo nikt nie chce wspomnieć o tym, że pierwszym państwem wciągniętym w marcu 1939 roku przez hitlerowskie Niemcy w eksterminację Żydów była Słowacja, gdzie prześladowaniu poddano 90 tysięcy ludzi. Od marca 1942 roku, po lutowych rozmowach słowacko-niemieckich w Bratysławie na ten temat rozpoczęto zmasowaną deportację słowackich Żydów do Auschwitz Birkenau. Niemcy musieli wybudować w Birkenau na tę okoliczność nową komorę gazową, tzw. "Czerwony Domek", w którym można było w jednej partii zabić 800 osób. Oprócz nowej komory Niemcy zaopatrzyli wówczas swój obóz zagłady również w nowe krematorium. Z nowych nowych analiz historycznych wynika, że od początku po połowy 1942 roku w Auschwitz Birkenau zginęła większość słowackich Żydów.

Rząd Bułgarii wysłał na śmierć do obozu w Treblince 11 tysięcy Żydów z okupowanej przez Bułgarię Tracji i Macedonii, ale jednocześnie odmówił wydania obywateli bułgarskich.

Identycznie zachował się przywódca Rumunii - Ion Antonescu, który ochoczo pomagał Niemcom w mordowaniu Żydów z Besarabii, Naddniestrza i Bukowiny, ale w 1943 roku odmówił wysłania pozostałych rumuńskich Żydów do Bełżca.

Na Węgrzech wysłano 760 tysięcy węgierskich Żydów z brygad roboczych na front wschodni, gdzie większość z nich (stanowiąca, tzw. mięso armatnie) zginęła.

Wiosną 1944 roku Niemcy zajęli Węgry i rozpoczęły najbardziej masową akcję deportacji Żydów w historii Holocaustu, bowiem od 15 maja do 9 lipca 1944 roku wywieziono do Auschwitz około 434 tysiące osób. W ciągu 8 tygodni zamordowano 320 tysięcy ludzi. Ich zwłoki początkowo zakopywano w rowach, skąd następnie stopniowo je wydobywano i palono w krematoriach.

Nawet w Wyspach Normandzkich, należących wówczas do Wielkiej Brytanii i zajętych przez Niemcy w 1940 roku miejscowa administracja uległa i deportowała Żydów do Francji, skąd zostali oni następnie wywiezieni do obozów koncentracyjnych. Było ich tylko dwunastu, ale nie pomógł im nikt...

Zawsze w tym miejscu przypominają mi się słowa Martina Niemollera:
"Kiedy przyszli po Żydów, nie protestowałem. Nie byłem przecież Żydem.
Kiedy przyszli po komunistów, nie protestowałem. Nie byłem przecież komunistą.
Kiedy przyszli po socjaldemokratów, nie protestowałem. Nie byłem przecież socjaldemokratą.
Kiedy przyszli po związkowców, nie protestowałem. Nie byłem przecież związkowcem.
Kiedy przyszli po mnie, nikt nie protestował. Nikogo już nie było."


Podsumowując te wszystkie rozważania powiem, że w Polsce, tak jak w każdym innym kraju znajdowali się szmalcownicy. Jakie pobudki nimi kierowały, tego nie wiem, bo zapewne każdy miał inne. Jednak polskie podziemie w miarę możliwości każdego z nich złapało i karało. Wielu historyków uważa, że pomocy Żydom w czasie II Wojny Światowej kilkaset tysięcy Polaków i przynajmniej połowa z nich wraz ze swoimi rodzinami poniosła za to śmierć. Pozwolę sobie bowiem przypomnieć, to co napisałem w pierwszym poście pt. "Niemieckie mity a prawda historyczna":

 Polska była jedynym krajem okupowanym przez Niemcy w czasie II wojny światowej, w którym formalnie wprowadzono karę śmierci dla każdego, kto ukrywa Żydów lub pomaga im w inny sposób!

Dopóki nie zmieni się myślenie naszych głównych, dominujących ośrodków opiniotwórczych, które mówi, że musimy za wszelką cenę uszczęśliwiać innych, często biorąc na siebie wszelką odpowiedzialność, dopóty takie skandale jak powstanie i emisja serialu "Nasze matki, nasi ojcowie" i wiele innych antypolskich działań, które podejmują polscy politycy się nie skończą.

Tomasz "Geolog"
Pozdrawiam Serdecznie

wtorek, 9 lipca 2013

Kto zapłaci francuskim kolejom?

http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/6/64/Bundesarchiv_Bild_183-H25217,_Henry_Philippe_Petain_und_Adolf_Hitler.jpg/240px-Bundesarchiv_Bild_183-H25217,_Henry_Philippe_Petain_und_Adolf_Hitler.jpg

Francuzi do dzisiaj pomijają milczeniem czasy, kiedy masowo wydawali Niemcom Żydów francuskich i uciekinierów z innych krajów, już zajętych przez hitlerowskie Niemcy. Z prawnego punktu widzenia rządy Vichy były w pełni legalną kontynuacją III Republiki. W czerwcu 1940 roku marszałek Philippe Petain (na zdjęciu poniżej) otrzymał wszelkie prerogatywy od parlamentu.
 http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/8/81/Philippe_P%C3%A9tain_(before_1918).jpg

W rachunkach wystawionych rządowi Vichy przez francuskie koleje państwowe za przewóz Żydów spod Paryża do Auschwitz wymieniono ceny za bilety trzeciej klasy. Rząd Vichy nie zapłacił za usługę, a powojenne władze zarzucił kolejom SNCF, że oszukiwały podstawiając wagony bydlęce - znacznie tańsze. Jeszcze rok po wyzwoleniu francuskie koleje wysyłały do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych rachunki za transport 76 tysięcy Żydów do obozów w okupowanej Polsce.

Słynny amerykański historyk - Robert Paxton (na zdjęciu poniżej), autor pionierskiej, fundamentalnej pracy Francja Vichy, wykazał w 1972 roku, że Niemcy utrzymywały w okupowanej Francji jedynie kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy, bowiem wiele zadań wykonywali sami Francuzi. Władze niemieckiej strefy okupowanej, utworzonej w Paryżu i północnej Francji na trzech piątych przedwojennego terytorium kraju, zawarły z rządem Petaina układ, przewidujący aresztowanie Żydów przez policję francuską i przekazywanie ich Niemcom. W pierwszej kolejności zatrzymano tzw. bezpaństwowców, czyli około czterdziesty tysięcy uciekinierów z Niemiec, Austrii, Polski, Czech i Rosji.
 http://www.france-amerique.com/articles/images/2008/10/1030-1379.main.jpg

Polowanie francuskiej policji na Żydów, trwające od wiosny 1942 roku do lata 1944 roku, kosztowało życie osób, w tym około jedenastu tysięcy dzieci. Około sześćdziesiąt dziewięć tysięcy trafiło do Auschwitz, pozostali do Kowna i Sobiboru. W strefie okupowanej i w Zone Libre ze stolicą w Vichy minister policji Rene Bousquet zorganizował kilkanaście obozów przejściowych. Transportery z całej Francji były kierowane do obozu przejściowego w Drancy pod Paryżem, założonego latem 1941 roku i nadzorowanego do lata 1943 roku tylko przez francuską policję. Stamtąd pociągi odjeżdżały do lagrów w Europie Wschodniej. Francuzi oddali też do dyspozycji Niemców bydlęce wagony linii kolejowej SNCF. Największą paryską łapankę w lipcu 1942 roku przeprowadziła wyłącznie francuska policja, zatrzymując trzynaście tysięcy Żydów. Ostatni transport z Drancy wyjechał do Auschwitz 31 lipca 1944 roku, niecały miesiąc przed zajęciem Paryża przez aliantów. W obozach Zone Libre zmarło przed 1942 rokiem około osiem tysięcy Żydów.

Publikacja Roberta Paxtona spowodowała szok tak silny, że temat udziału Francuzów w eksterminacji Żydów zniknął ze świadomości społecznej na kilka pokoleń. Francois Mitterrand (na zdjęciu poniżej) sprzeciwiał się uznaniu odpowiedzialności Francji za udział w prześladowaniach i wywózkach Żydów w latach 1941-1944. Trudno mu się dziwić, skoro sam pracował w administracji Vichy i został odznaczony przez Petaina krzyżem Francisquw - namiastką Legii Honorowej.
http://media-1.web.britannica.com/eb-media/60/9960-004-F2C02663.jpg

W każdą rocznicę bitwy pod Verdun, gdzie Patain w 1916 roku wsławił się bohaterską obroną, i gdzie zasłużył na Wielką Legię Honorową, posyłał wieńce na grób marszałka. Ostatni wieniec Mitterrand kazał przewieźć nocą helikopterem, by uniknąć skandalu - we Francji bowiem coraz więcej mówiło się o kolaboracji z Niemcami podczas II Wojny Światowej, a rozgłos sprawie nadało małżeństwo Klarsfeldów reprezentujące Stowarzyszenie Córek i Synów Żydów Wywiezionych z Francji.

Dopiero Jacques Chirac (na zdjęciu poniżej) w 1995 roku, jako pierwszy prezydent Francji, uznał formalnie współodpowiedzialność swego kraju za zagładę Żydów. Powiedział: "popełniliśmy czyny niewybaczalne". Biskupi uczynili to samo dwa lata później, prosząc Boga i Żydów o wybaczenie za milczenie większości francuskiego kleru w latach kolaboracji.
 http://i2.listal.com/image/1496168/600full-jacques-chirac.jpg

Pod koniec lat 90. do sądów zaczęły wpływać indywidualne pozwy o odszkodowanie. W 2006 roku zapadł pierwszy wyrok na niekorzyść kolei, co skłoniło rzecznika kolei SNCF do wygłoszenia oświadczenia: "SNCF nie miały wyboru. Koleje musiały wykonywać rozkazy nazistów".

Tomasz "Geolog"
Pozdrawiam Serdecznie