środa, 7 sierpnia 2013

Odwrócony marksizm


Jakiś czas temu opublikowano sondaż, z którego wynikało, że około 75% Polaków chce pracować w spółkach Skarbu Państwa i sektorze tzw. budżetówki. Wypowiedź Posła Wiplera, której udzielił w związku z tym sondażem sprowadzała się do stwierdzenia, że "Polacy są za mało wolnorynkowi". Właśnie o tym chciałbym dzisiaj napisać kilka słów.

Wszyscy wiemy, jaka jest aktualnie sytuacja na rynku pracy. Aktualnie bezrobocie minimalnie spadło ze względu na to, że jakaś część społeczeństwa znalazła pracę sezonową w Polsce i zagranicą. Jednak po wakacjach nowa fala bezrobocia zacznie wzbierać i kto wie czy nie doprowadzi do powodzi a może nawet potopu, jakiego w ostatnim czasie doświadczyły niektóre kraje, jak (tradycyjnie niemalże przez wszystkich wymieniane) Grecja czy Hiszpania.

Przeświadczenie, że wolny rynek załatwi sprawę, pozwoli Polsce na odbicie się od miejsca, w którym aktualnie się znajduje i dynamiczny rozwój w mojej ocenie jest błędne. Dlaczego? Chociażby dlatego, że III RP jest krajem postkolonialnym, co jako pierwszy stwierdził Waldemar Łysiak a kilka lat później potwierdził Rafał Ziemkiewicz.

Sieć powiązań niekiedy o charakterze mafijnym; dziesiątki, setki, tysiące przeróżnych grup interesu; skorumpowani urzędnicy i dziesiątki innych patologii, jakie na co dzień obserwujemy czy to na szczeblu parlamentarnym czy to w naszych społecznościach lokalnych nie zostaną przezwyciężone samym wolnym rynkiem. Przypomina mi to trochę sytuację z Unią Europejską: mówienie, że tylko zwiększenie integracji i wpływu instytucji unijnych na poszczególne państwa może uleczyć samą UE jest podobnym absurdem.

Gdy mieliśmy w Polsce rządy Prawa i Sprawiedliwości doszło do wprowadzenia kilku liberalnych i wolnorynkowych rozwiązań dla polskich przedsiębiorców. Wówczas przyniosło to skutek. Dlaczego? Ponieważ, mówiąc kolokwialnie, Prezes Kaczyński i jego ludzie potrafili całe to polskie bagno złapać za mordę i je powoli, ale systematycznie eliminować. Najlepszym przykładem była wypowiedź jednego ze słuchaczy radiowej Trójki, który zadzwonił do pracującego tam jeszcze wówczas red. Skowrońskiego i na pytanie: "Jakie jest według Pana najlepsze osiągnięcie rządu Jarosława Kaczyńskiego?" odpowiedział mniej więcej tak: "Teraz, gdy jest ogłaszany przetarg, konkurs etc, to zwycięzca jest poznawany dopiero w momencie otwarcia przez komisję koperty z wynikami a nie jak dotychczas jeszcze przed ogłoszeniem przetargu lub w jego trakcie, gdy mieliśmy do czynienia z innymi kopertami, przekazywanymi pod stołem".

Wracając do wspomnianego przeze mnie na początku sondażu. Dla mnie nie stanowi on żadnego zaskoczenia, ponieważ sam, gdybym oczywiście miał taką możliwość chciałbym pracować na państwowym. Tylko bowiem na państwowym ma się pewność, że dzień pracy będzie wynosił 8 godzin, a wszelkie nadgodziny zostaną odpowiednio wynagrodzone. Tylko na państwowym można mieć pewność, że zostaną opłacone wszystkie składki i jest nieporównywalnie większe prawdopodobieństwo podpisania umowy o pracę a nie umowy śmieciowej. Tylko na państwowym można mieć pewność, że dziesiątego każdego miesiąca na koncie pojawi się wypłata. Tylko na państwowym wypłata nie jest najczęściej na poziomie najniższej krajowej.

Jak jest natomiast w większości firm prywatnych? Przedsiębiorcy najchętniej zatrudniliby wszystkich na umowach śmieciowych. Jeszcze lepszym rozwiązaniem byłoby, aby wszyscy pracownicy byli "zatrudnieni na czarno" a pieniądze wypłacane im pod stołem lub np. w czterech ratach, powiedzmy po 300 zł tygodniowo. Mało kiedy dzień pracy trwa 8 godzin (wiem, bo sam pracowałem w kilku prywatnych firmach). Jeśli praca jest w terenie, to przedsiębiorcy nie interesuje czy jest na dworze plus 40 stopni, burza z piorunami, minus 30 i nawałnica śniegu. Robota ma być zrobiona, bo inaczej można usłyszeć: "Na Twoje miejsce mam trzydziestu innych".
Ile razy przeglądając ogłoszenia o pracę można przeczytać, że poszukuje się tylko i wyłącznie osób niepełnosprawnych, np. do prac terenowych w firmie geologicznej (sam widziałem takie ogłoszenia!). Ile razy zdarza się, że przedsiębiorca bierze pieniądze z Urzędu na zatrudnienie pracowników? Po czasie kiedy urząd przestaje dawać pieniądze po prostu się ich zwalnia?

Mógłbym jeszcze wymieniać i wymieniać przykłady chorego systemu III RP, ale chyba wyłuszczyłem już sedno. Oczywiście nie zawsze zdarza się tak jak wyżej napisałem, jednak są to najczęstsze przypadki.

Nie jestem przeciwnikiem wolnego rynku. Broń, Panie Boże! Jednak w obecnym systemie, w obecnym poziomie obłudy, korupcji i różnego rodzaju powiązań, w mojej ocenie naprawdę niewiele on zmieni. Nie można się więc dziwić, że 75% Polaków woli pracę na państwowym.

Dlaczego dzisiejszy post nazwałem "Odwrócony marksizm"? Z prostego powodu. Ideologia marksistowska głosi, że to przedsiębiorca, kapitalista jest wcieleniem szatana, że to on chce jak najbardziej wykorzystać biednego pracownika i jak najbardziej się nachapać jego pracą i jego wykorzystywaniem.
Dzisiaj natomiast głównym przesłaniem jest mówienie, że to biedny przedsiębiorca, człowiek, który daje ludziom pracę jest cały czas poniewierany, atakowany przez swoich pracowników, którym tak się w dupach poprzewracało, że za swoją pracę chcą zarabiać godziwe pieniądze, żeby móc spokojnie przeżyć każdy kolejny miesiąc. I tak oto teraz to pracownik jest zły, bo ma czelność narzekać na człowieka, który daje mu pracę. A to, że poprzez właśnie wykorzystywanie pracowników, płacenie im najniższych krajowych, podpisywanie z nimi umów śmieciowych etc ten biedny kapitalista zarabia ciężkie pieniądze? No cóż - według niektórych tak właśnie powinien wyglądać wolny rynek.

Tomasz "Geolog"
Pozdrawiam Serdecznie