piątek, 6 marca 2015

Mimo wszystko popieram decyzję Kaczyńskiego. Moja polemika z Gadającym Grzybem

Witam wszystkich po dłuższej przerwie.
Mam nadzieję, że nie macie mi za złe tego dłuższego przestoju w publikowaniu nowych notek na blogu. Mam nadzieję, że teraz to się zmieni, ale niczego nie obiecuję...

W poniedziałkowym numerze tygodnika "Polska Niepodległa" został opublikowany tekst mojego kolegi z Niepoprawnego Radia PL - Piotra Lewandowskiego, znanego również w sieci pod nickiem Gadający Grzyb.


Zgadzam się z Piotrem odnośnie "galopującej wasalizacji i infantylizacji polskiej polityki zagranicznej". Patrząc na "osiągnięcia" polskiej dyplomacji w okresie ostatnich 8 lat a zwłaszcza "osiągnięcia" z okresu od 10 kwietnia 2010 do dnia dzisiejszego widać, że nie ma czegoś takiego jak polska polityka zagraniczna. Mamy za to do czynienia ze służalczym wykonywaniem poleceń narzucanych przez silniejszych, czyli Berlin i Moskwę.
Mało tego - mamy bodajże najgorsze w najnowszej historii Polski stosunki z Litwą, która względem polskiej mniejszości prowadzi wręcz szowinistyczną politykę. Czesi i Słowacy nie traktują nas poważnie. Na Białorusi wojska Władimira Putina ćwiczą od kilku lat (żeby było śmiesznie - w obecności polskich obserwatorów) nuklearny atak na Warszawę. Ciężko ocenić, na jakim poziomie emocji są aktualne stosunki polsko-ukraińskie, ale w mojej ocenie również nie mamy powodu do optymizmu.

Piotr ma całkowitą rację pisząc:"Oto premier Kopacz wraz z basującymi jej formacji ośrodkami propagandy urządza spektakl publicznego przeczołgiwania szefa rządu innego państwa, sprowadzający się do napawania się własną bezkompromisowością na zasadzie: "ale mu powiedzieliśmy". Wygląda to dość żałośnie, jeśli zestawimy ze sobą format i dokonania obojga przywódców..."
Z jednej strony mamy bowiem kobietę, która prawdopodobnie nie wie, z czym tak naprawdę ma do czynienia i jest w stanie zgodzić się na wszystko, co tylko Angela Merkel powie. Z drugiej strony mamy człowieka, który jest wrogiem UE, ponieważ nie zgadza się na dyktaturę unijnych instytucji finansowych i politycznych oraz lewackich (ponieważ z klasycznie rozumianą lewicą nie ma to już prawie nic wspólnego) ideologii.
Z jednej strony mamy kobietę, która jedyne co ma do zaoferowania, to straszenie PiS-em. Z drugiej - człowieka, który broni interesu Węgier i Węgrów.

O ile mogę się zgodzić z wieloma innymi tezami postawionymi przez Piotra w jego tekście, o tyle, nie zgadzam się z ostatnią.
"Niestety, muszę to napisać, choć zdaję sobie sprawę, że znów zostanę okrzyknięty politycznym szkodnikiem, egzaminu nie zdał również Jarosław Kaczyński, odmawiając spotkania z węgierskim przywódcą".

W mojej ocenie Jarosław Kaczyński postąpił słusznie, chociażby dlatego, że Władimir Putin jeszcze dobrze nie zmył krwi ze swych rąk a Victor Orban już mu je ściskał, jednocześnie przypieczętowując węgiersko-rosyjski interes gazowy, co w mojej ocenie jest, co najmniej, niegodne męża stanu, jakim do niedawna jeszcze był dla mnie Victor Orban.
Pamiętajmy, że polityka zagraniczna rządu PiS oraz śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego odznaczała się, najdelikatniej to ujmując, nieufnością wobec Rosji, co potwierdzą poniższe pytania retoryczne:
Co powiedział śp. Prezydent Lech Kaczyński w Gruzji w 2008 roku?
Kto jest dzisiaj głównym podejrzanym w sprawie zamachu w Smoleńsku?
Agenci wpływu którego kraju panoszą się w Polsce jak najdorodniejsze pawie w stadzie?
Dokąd jeździli na szkolenia przedstawiciele Państwowej Komisji Wyborczej?
Takich pytań retorycznych mógłbym zadawać jeszcze więcej, ale pozwolę sobie zakończyć już tą wyliczankę i zapytać już na poważnie - dlaczego w związku z tym Jarosław Kaczyński miałby spotkać się z człowiekiem, który sprzedał Putinowi swoją polityczną neutralność?

W tym momencie słychać już okrzyki - przecież cała UE jest przeciwko Orbanowi; nie miał wyjścia, skoro Zachód się od niego odwrócił; Węgry na tym skorzystają etc.
Przepraszam bardzo - czy oznacza to, że każdy, komu nie jest przychylna UE ma od razu iść do Putina? Czy w obliczu rzezi ludności ukraińskiej, jakiej codziennie dokonują rosyjscy terroryści warto wchodzić w polityczne deele ze zwykłymi bandytami? Czy dzisiaj najważniejsze naprawdę są tylko i wyłącznie interesy a o wartościach, takich jak honor możemy zapomnieć? Czy gdyby było to w interesie Orbana podjąłby współpracę z Koreą Północną lub dżihadystami?

Ktoś powie, że przecież inni też robią interesy z Putinem i nie potępiamy ich, ponieważ są silniejsi. No właśnie nie do końca. Presja medialna i publiczna spowodowała, że póki co Francja zablokowała sprzedaż mistrali Putinowi. Symboliczne sankcje nałożone na Rosję i jej obywateli zostały utrzymane a wszelkie interesy z Rosją odbywają się pod przykrywką, żeby nie dowiedziała się o nich opinia publiczna. W przypadku Węgier mamy jednak oficjalne interesy w blasku fleszy. Jest to naprawdę bardzo niebezpieczne, ponieważ Orban dał sygnał chociażby Czechom i Słowakom, żeby rządzący tam socjaldemokraci również uśmiechnęli się w stronę Putina, bo a nóż osiągną chwilowe korzyści.

Moim zdaniem Orban wyświadczył wielką przysługę również pozostałym krajom UE, które powołując się na niego również będą miały pretekst do robienia interesów z Rosją. Dziwi mnie, że Prezydent Holland wciąż wstrzymuje się ze sprzedażą mistrali, bowiem mając przecież w pamięci zachowanie Francuzów w czasie II wojny światowej, którzy dopuszczali się łajdactw porównywalnych ze zbrodniami Niemców oraz widząc aktualne zachowanie Orbana pewnie już niedługo nie będzie miał żadnych hamulców by wrócić do wstrzymanych interesów z Putinem.

W swoim tekście Piotr pyta: "Przecież Jarosław Kaczyński za chwilę może być premierem - jak wyobraża sobie układanie stosunków z Węgrami?" Nie jestem Jarosławem Kaczyńskim, więc nie odpowiem na to pytanie. Uważam jednak, że najbardziej rozsądnym rozwiązaniem jest to, co swego czasu na antenie Niepoprawnego Radia PL powiedział Prof. Andrzej Nowak: "Dyplomacja jest potrzebna każdemu nawet najsilniejszym graczom na światowej scenie, by o swoje interesy zabiegać. Ale to właśnie pojęcie "swoje interesy", którego użyłem przed chwilą, wskazuje chyba najprościej, że nikt za nas o nasze interesy nie będzie zabiegał". Konkluzja tej wypowiedzi była taka, że warto na początku realnie wzmocnić swój kraj, tak, żeby każdy się z nim liczył a dopiero potem szukać sojuszników.
Victor Orban swego czasu zaproponował w Warszawie sojusz państw środkowo-wschodniej Europy. BA! Powiedział, że nie miałby nic przeciwko, żeby to właśnie Polska była przywódcą tego sojuszu. PO wówczas, za przeproszeniem, wypięła się na niego. Czy za pół roku, jeśli ewentualnie Jarosław Kaczyński zostanie premierem będzie można wrócić do takich rozmów? W mojej ocenie jest to obecnie niemożliwe, zwłaszcza że Putin tak łatwo nie odda Węgier.

Ostatnie zdanie w tekście Piotra brzmi następująco: "Miał do wyboru (Orban - przyp. Geolog) - albo zgodzić się na dyktat, albo lawirować, więc wybrał to drugie - i na razie całkiem nieźle mu idzie". Taki sam wybór miała Polska w latach 2005-2007 i później a mimo to bracia Kaczyńscy potrafili prowadzić suwerenną politykę broniącą polskiego interesu, czego koronnym przykładem jest przeniesienie rosyjskiego embarga na polskie mięso na forum UE i upolitycznienie w takim stopniu, iż UE mimo że nie była przychylna rządowi PiS uznała, że jest to embargo wymierzone nie w Polskę a całą UE. Czy taka polityka jest możliwa również dzisiaj w przypadku Węgier? Niejedną decyzją Orban pokazał, że tak przeciwstawiając się dyktatowi UE i jej instytucji. Na pewno też zdaje sobie sprawę, na jak niebezpieczny grunt wszedł ściskając zakrwawioną prawicę Putina. Czy przyniesie to jemu samemu i Węgrom planowane korzyści? Być może tak, ale według mnie, cena którą przyjdzie mu później za to zapłacić będzie niewspółmierna do aktualnych korzyści. Do kogo zwróci się wówczas o pomoc? Do UE?

Lawirowanie polegające na sprzedaniu neutralności jest znane z wielu przypadków w polskiej historii. Nigdy nie wychodziło nam to na dobre, zwłaszcza jeśli chodziło o lawirowanie na rzecz Moskwy. Mam wrażenie, że wielu zgodziłoby się dzisiaj na robienie interesów z Putinem, gdyby tylko przyniosły one doraźne korzyści Polsce.
Pozwolę sobie jednak na koniec zapytać: Naprawdę nie mielibyście nic przeciwko temu, aby Putin ze swoim cynicznym uśmieszkiem złożył kwiaty, np. pod pomnikiem "Czterech śpiących" opowiadając jednocześnie o tym jak Armia Czerwona wyzwalała Polskę od polskich faszystów? Jeśli nie, to stoimy po przeciwnych stronach.

Tomasz "Geolog"
Pozdrawiam Serdecznie!