czwartek, 5 czerwca 2014

(NIE)Zapomniane Afery 25-lecia III RP


Wczoraj mieliśmy jakże hucznie obchodzoną 25. rocznicę 4 czerwca 1989 roku. Co tak naprawdę wczoraj obchodziliśmy? Dla jednych była to rocznica "demokratycznych wyborów", w których to obywatele mogli wybrać 35% osób zasiadających w Sejmie. Dla innych dzień, w którym "zakończył się w Polsce komunizm" (mimo, że komuniści dalej mieli większość w Sejmie, obejmowali najważniejsze ministerstwa a Jaruzelski był Prezydentem), którego przecież nigdy tak naprawdę nie było... Kiedy trzeba bowiem, to spece od słowotwórstwa, językoznawstwa wyciągają w mediodajniach potworki typu: socjalizm z ludzką twarzą, demokracja ludowa etc. O komunizmie mówi się tylko w przypadku "Okrągłego Stołu" i związanych z nim "zmian".

Tyle radości, tyle ochów, achów, zachwytów, cmokania, mlaskania i powtarzania jak to teraz jest dobrze i jak wiele wolności i możliwości dała nam III RP. Konkursy na "Ludzi Wolności" (o tym w następnym tekście), "Wydarzenia Wolności" etc. Zupełnie tak jakby III RP była Ziemskim Rajem, w którym od czasu do czasu nieudacznicy skupieni wokół PiS i narodowców przeprowadzają "pełzający zamach na demokrację" mówiąc, że jednak nie jest tak cudownie i przypominając mroczne karty historii III RP.

Przejście z PRL do PRL-bis, czy jak też kto woli III RP składa się z afer, w których przewijają się nazwiska ludzi zawdzięczających swoje kariery rozmaitym służbom. Nawet jeśli nie we wszystkich aferach "maczali oni palce", to z całą pewnością we wszystkich największych i najgrubszych.

Poniżej niepełna lista najważniejszych w mojej ocenie afer 25-lecia Polskiej Wolności:
1. Afera alkoholowa
2. Afera Art-B
3. Afera rublowa
4. Afera Colloseum
5. Afera BKO
6. Afera Dochnala
7. Afera osocza
8. Afera tytoniowa
9. Afera Olina
10. Afera starachowicka
11. Afera Rywina
12. Afera paliwowa (Orlenu)
13. Afera FOZZ
14. Afera PZU
15. Afera J&S
16. Afera uwłaszczenia nomenklatury
17. Afera moskiewskiej pożyczki
18. Afera DT Centrum
19. Afera prywatyzacji sektora bankowego
20. Afera mostowa
21. Afera Romana Kluski i Optimusa
22. Afera PZPN
23. Afera Ratuszowa
24. Afera kantorowa
25. Afera hazardowa
26. Afera PNFOR
27. Sprawa Krzysztofa Olewnika
28. Likwidacja polskich stoczni
29. Rozbrojenie polskiej armii
30. Afera pożyczki Palikota
31. Kontrakty gazowe
32. Katastrofa smoleńska
33. Seryjny samobójca
34. Amber Gold
35. Info Afera
36. Niemiecka pożyczka KL-D
37. Afera marszałkowa

Jak to możliwe, że społeczeństwo, za przeproszeniem, ma gdzieś wyżej wymienione sprawy i nie domaga się rozliczenia winnych? Jak to jest, że wymiar sprawiedliwości nie może czy też nie chce doprowadzić żadnej z tych spraw do końca? Jaka jest prawdziwa rola mediów w tych sprawach? Ile mają z nimi wspólnego tajne służby a ile politycy i biznesmeni brylujący w mediodajniach?

Pytań można postawić znacznie więcej i oszołomy takie jak ja stawiają je. Problem polega jednak na tym, że nikt nie chce nam na nie odpowiedzieć. Przecież po co? W końcu III RP, to największy sukces w historii Polski a afery zdarzają się wszędzie! BA! To, że ktoś coś ukradł, że ktoś komuś zrobił krzywdę, to nic - gdyby nie te incydenty nie cieszylibyśmy się dzisiaj z wolności, demokracji, państwa prawa i III RP.

Na koniec chciałbym przytoczyć rozmowę, którą 21 stycznia 2010 roku z dr Krzysztofem Pietrowiczem (współautorem Projektu "Powiązania nieformalne a bezpieczeństwo państwa", socjologiem, adiunktem w Zakładzie Interesów Grupowych, zastępcą dyrektora Instytutu Socjologii Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu) dla "Naszego Dziennika" przeprowadził red. Paweł Tunia:

Paweł Tunia: Zajmuje się Pan badaniem afer gospodarczych III RP. Jakie dokładnie aspekty tego zagadnienia są przedmiotem Pana analizy?
dr. Krzysztof Pietrowicz: W badaniu najważniejsze jest sprawdzenie, jak afery wyglądały, jakie było ich znaczenie dla funkcjonowania całego społeczeństwa. Interesują mnie afery, jednak nie rozumiane jako skandale, ale jako przedsięwzięcia, które mają charakter skoordynowany, a ich cechą jest to, że pomniejszają dobro wspólne. Są nie tylko negatywnym zjawiskiem z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa, ale ich szkodliwość oceniam z punktu widzenia samych obywateli.
Badacze tego zjawiska na Zachodzie idą w dwóch kierunkach: jeden kontekst to analiza czysto kryminalistyczna, a drugi to badania afer rozumianych jako skandale polityczne. Tymczasem znaczna część tego, co można określić mianem afer gospodarczych, to są zjawiska, w których pod względem prawnym nie mieliśmy do czynienia ze złamaniem prawa lub było ono łamane gdzieś na marginesie, ale z sytuacją, gdzie dobro wspólne ucierpiało.


Paweł Tunia: Ile było kluczowych afer po 1989 roku?
dr Krzysztof Pietrowicz: Lista najważniejszych afer, którą stworzyliśmy w naszym zespole badawczym, miała ponad 100 pozycji i obejmowała okres od 1989 r. do chwili obecnej. Przy wyborze afer rozumianych jako duże kierowaliśmy się m.in. wielkością zasobów, które one pochłonęły. Problematyka obejmuje też udział sądownictwa w aferach. Jest wiele niepokojących zjawisk związanych np. z działaniem sądów upadłościowych. W przypadku wielu afer do końca nie wiemy, jakie kwoty obejmowały. Przykładem jest afera FOZZ, w przypadku której oszacowanie strat jest trudne i wymienia się tu bardzo różne sumy. Podobnie jest z innymi aferami z początku lat 90., jak Art-B czy afera Bogatina. Duże straty związane są z aferami prywatyzacyjnymi, gdzie pojawiają się elementy korupcyjne, czego przykładem może być prywatyzacja Cementowni Ożarów.

Paweł Tunia: Jakie najważniejsze afery z początku transformacji ustrojowej znajdują się na tej liście?
dr Krzysztof Pietrowicz: Są afery bardzo znane, jak FOZZ, Art-B, afera alkoholowa, ale też te nieco mniej znane - chociażby związane z funkcjonowaniem PFRON czy też wiele afer prywatyzacyjnych.

Paweł Tunia: A z ostatnich dwóch-trzech lat?
dr Krzysztof Pietrowicz: Wymienić można na pewno aferę hazardową. Jest ona interesująca jako przejaw działania lobby hazardowego, którego celem jest zapewnienie sobie jak najkorzystniejszych rozwiązań prawnych. Interesujący jest też fakt, że ponownie pojawił się na scenie Bogusław Bagsik, który po wyjściu z więzienia znowu wrócił do gry. Powstała wówczas spółka Digit Serve działająca na rynku kontraktów walutowych (a w rzeczywistości była to tzw. piramida finansowa), zaś gwarantem jej powodzenia miała być właśnie osoba Bagsika. Jest to interesujące, ponieważ osoba, która stała się negatywnym symbolem afer na początku lat 90., w roku 2005 wróciła jako biznesmen i została przyjęta z otwartymi rękami. To nam dużo mówi o tym, jak postrzegane jest zarabianie dużych pieniędzy w kontekście polskim: trzeba mieć dojścia, układy - jak Bagsik, który nie odstraszał inwestorów, ale wręcz był gwarantem wiedzącym, jak można szybko zarobić pieniądze.

Paweł Tunia: Jaki obraz polskiego systemu gospodarczego III RP wyłania się z opisanych przez zespół badawczy afer?
dr Krzysztof Pietrowicz: Oczywiście nie mówią one o całym systemie. Ten obraz składa się z kilku poziomów. Niemniej jednak afery pokazują, w jaki sposób część społeczeństwa postrzega zarabianie dużych sum pieniędzy w krótkim czasie. Wynika z niego, że w oczach tej grupy nie trzeba być uczciwym, ale korzystać z okazji. Kolejne afery przyczyniają się do utrwalania takiego obrazu, co jest zjawiskiem bardzo negatywnym, bo okazuje się, że nie liczą się ciężka praca, pomysłowość, innowacyjność czy inne zalety, ale dojścia i układy.
Kolejny poziom tego obrazu to działalność wymiaru sprawiedliwości. Statystycznie rzecz ujmując, organa ścigania interesowały się prawie 90 proc. afer, ale jedynie blisko 60 proc. trafiało do sądów, a tylko w 30 proc. zapadały prawomocne wyroki. Co więcej, tylko w kilkunastu przypadkach mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której skazany zostaje główny aferzysta. Najczęściej wyroki dotyczą wątków pobocznych w aferze, a główni aferzyści unikają kary.


Paweł Tunia: Niektóre afery wynikły z powodu tzw. luk prawnych, które wielu "przedsiębiorców" dostrzegło i skorzystało z okazji, by szybko i łatwo się dorobić. Było to częste zjawisko?
dr Krzysztof Pietrowicz: Nie wszystkie afery związane są z łamaniem prawa. Przykładem jest tzw. trójkąt Buchacza (trzy państwowe firmy objęły nawzajem swoje udziały w taki sposób, że Skarb Państwa stał się udziałowcem mniejszościowym i stracił możliwość kontrolowania tych firm, bo nie mógł odwołać władz żadnej firmy, gdyż dwie pozostałe to blokowały). Mimo raportów Najwyższej Izby Kontroli na ten temat, które wskazywały na nieprawidłowości, nie stwierdzono złamania prawa. W niektórych przypadkach spółki Skarbu Państwa zostały zawłaszczone przez jakieś osoby, Skarb Państwa stracił nad nimi kontrolę, a prawo nie zostało złamane. To jest właśnie problematyczne, bo przy niektórych aferach nie można złożyć doniesienia do prokuratury i powiedzieć, że nastąpiło tu złamanie prawa - w takich sytuacjach widać, że dzieje się coś niewłaściwego, natomiast wszystko przebiega zgodnie z prawem, więc formalnie przestępstwa nie ma. Można to wytłumaczyć właśnie istnieniem luk prawnych. Przykładem może być także afera alkoholowa z początku lat 90., kiedy to wiedza na temat zmian ustawowych dotyczących obrotu alkoholem pozwoliła osobom ją posiadającym na bardzo szybkie osiągnięcie zysków. Po jakimś czasie prawo zostało uszczelnione, ale niektórzy skorzystali.

Paweł Tunia: Skąd taka duża liczba afer w Polsce? Czy jest to rezultat braku rozliczeń z poprzednim systemem?
dr Krzysztof Pietrowicz: Częściowo za ten stan odpowiadają ustalenia przyjęte podczas obrad okrągłostołowych, bo one zdeterminowały wydarzenia kolejnych lat. Jednak afery to problem także wielu innych państw. Specyfika polska i innych krajów postsocjalistycznych polega na tym, że odziedziczyliśmy po minionym systemie majątek państwowy, a najlepszym i najwygodniejszym sposobem odnalezienia się w nowej rzeczywistości było zawłaszczenie części tego majątku. Za olbrzymią liczbą afer kryje się właśnie ta motywacja. Rozmaite grupy interesów dążyły do tego, aby jak najkorzystniej zarobić na majątku Skarbu Państwa. Kolejny czynnik sprzyjający aferom to fakt, że PRL była państwem policyjnym z rozbudowanym aparatem tajnych służb. Osoby z tego środowiska posiadały odpowiednie znajomości i znały metody skutecznego działania w sposób niejawny. W nową rzeczywistość wchodziły więc z "cennymi" umiejętnościami, które bardzo ułatwiały prowadzenie tego rodzaju działań.

 Nic dodać, nic ująć! Jest się z czego cieszyć! I to jak jasna cholera!

Tomasz "Geolog"
Pozdrawiam Serdecznie!

piątek, 16 maja 2014

Dlaczego nie zgadzam się z JKM?


Witam wszystkich serdecznie i bardzo przepraszam za dłuższą przerwę w prowadzeniu bloga. Mam nadzieję, że to moje ostatnie, tak długie rozstanie się z pisaniem.

W ubiegłym tygodniu w tygodniku "Do Rzeczy" zamieszczono obszerny wywiad z Januszem Korwin-Mikke. To właśnie tenże wywiad skłonił mnie do napisania poniższego tekstu.

Od razu chciałbym zastrzec, że nie będę się tutaj wypowiadał na temat tekstów JKM związanych z "bandą czworga", "Hitlerem i jego podatkami", "sytuacji na linii Rosja-Ukraina" etc, a jedynie postaram się udowodnić utopijność świata pełnej wolności i lyberalyzmu, głoszonych przez niego poglądów, które w mojej ocenie bardziej szkodzą niż służą.

Nie będzie chyba przesadą, jeśli napiszę, że krajem idealnym według JKM jest kraj, w którym żyje 100% przedsiębiorców, ponieważ jak to on w swoim stylu głosi: "państwo powinno zostać zredukowane do minimum" a "wolny rynek załatwi wszystko".

Dlaczego idea ta jest niemożliwa do zrealizowania?
Powód jest następujący - w każdym społeczeństwie, czy to polskim, czy niemieckim, czy australijskim, czy jakimkolwiek innym nigdy nie będzie tak, że będzie się ono składać tylko i wyłącznie z ludzi młodych, uczciwych, dobrze wykształconych zarówno w teorii jak i praktyce, nie starzejących się i nie chorujących etc. W społeczeństwie zawsze znajdą się jednostki odbiegające od utopijnego założenia lansowanego przez JKM, które będą potrzebowały wsparcia i pomocy państwa (w szerokim rozumieniu tego pojęcia).
Ludzie starsi; ludzie ciężko chorzy; ludzie kalecy; ludzie, którzy z jakichś różnych powodów są niedorozwinięci czy to fizycznie, czy to psychicznie (tych drugich JKM "pieszczotliwie" nazywa debilami); ludzie, którzy na skutek, np. klęski żywiołowej utracili cały majątek i wiele, wiele innych przypadków - jestem ciekaw, co miałby im do powiedzenia JKM zarówno dzisiaj i w trakcie sprawowania władzy?
"Macie pecha"?, "A co mnie to obchodzi"?, "Państwo za to nie odpowiada, bo państwa to nie obchodzi"?, "Tak to już jest w lyberalyźmie"?, "Jesteście socjalistami, bo prosicie Państwo o pomoc"? Czy jeszcze coś innego, co zostałoby okraszone tytułem - "JKM masakrował zbuntowanych lewaków" czy jakoś tak.

Przejdźmy dalej:
Jak JKM chciałby rozwiązać inne problemy, takie jak np. armia i obronność, policja, infrastruktura, służba zdrowia, polityka zagraniczna, edukacja, korupcja, bezpieczeństwo energetyczne itd.? Uważam, że "wolny rynek" nie jest w stanie poradzić sobie z tymi problemami i ich rozwiązanie powinno leżeć w kwestii państwa, co teraz pokrótce postaram się przedstawić odnosząc się do kilku z wyżej wymienionych przeze mnie przykładów. Od razu mówię, że jeśli będzie taka potrzeba, to mogę rozwinąć wszystkie w ewentualnych komentarzach pod tekstem. Nie zrobię tego tutaj, ponieważ zajęłoby to zbyt dużo miejsca :-)

Armia i obronność - JKM zakłada, że granic Polski powinni bronić najemnicy i to z nich powinna się składać Polska armia. Na pierwszy rzut oka niektórym nie musi się to wydawać wcale takie głupie, jeśli chociażby się spojrzy na stan polskiej armii pod rządami Donalda T., która nie obroniłaby na dzień dzisiejszy Polski nawet przed atakiem Estonii (oczywiście z całym szacunkiem dla Estończyków). Jednak warto zadać tutaj pytanie - kto miałby przeprowadzać ewentualny "konkurs" na nabór tychże najemników? Na jakiej podstawie podpisywano by z nimi umowy? Jaka oferta miałaby największe szanse powodzenia - najtańsza czy najdroższa, najlepsza czy najbardziej racjonalna?
Nie zapominajmy poza tym, że najemników można łatwo przekupić (na co na pewno stać tych, którzy są dla Polski na dzień dzisiejszy zagrożeniem zewnętrznym) a poza tym nie są oni tak naprawdę niczym zobowiązani z krajem, który ich wynajmuje, dlatego nie będą chcieli oddawać za niego swojego życia i walczyć za niego do ostatniej kropli krwi jak to było nie tak dawno, bo przecież w poprzednim wieku podczas Wojny Polsko-Bolszewickiej, II Wojny Światowej etc.
Armia i obronność to jednak nie tylko żołnierze, ale również sprzęt, bazy etc. Jak z tym problemem poradziłby sobie "wolny rynek" JKM?

Polityka zagraniczna - zastanawiałem się, co JKM zrobi z ewentualną comiesięczną dietą, którą będzie dostawał jak już dostanie się do PE? Przecież chyba nie weźmie pieniędzy od wstrętnych lewackich socjalistów. Wczoraj Gadający Grzyb poinformował mnie i słuchaczy Niepoprawnego Radia (pozdrawiam bardzo serdecznie! :-)), że JKM ma zamiar kupić za te pieniądze granaty, którymi wysadzi PE w powietrze. Według mnie, tego typu zapowiedzi podchodzą pod groźbę, ale JKM pewnie wytłumaczy, że to tylko inteligentny żart (tak jak "inteligentnym" żartem było oskarżenie przez niego "lewaka" o zgwałcenie kelnerki). Abstrahując jednak od tematu PE, który tak jak cała Unia Europejska jest największym wrogiem JKM warto się zastanowić, jaką preferuje on wizję polskiej polityki zagranicznej?
Powinniśmy być sojusznikiem Białorusi Łukaszenki i Rosji Putina? Powinniśmy ją opierać tylko i wyłącznie o kraje, w których możemy mieć interes odcinając się jednocześnie od przeszłości i wszelkich wartości? Czy możliwa byłaby współpraca z jakimkolwiek krajem Zachodnim, skoro żyją tam same lewaki, których trzeba zmasakrować?
Oprócz tego warto zadać pytanie - kto miałby prowadzić taką politykę zagraniczną? JKM? Mianowany przez niego człowiek? Przecież byłoby to pogwałcenie mojej wolności i (idąc logiką JKM) powrót do socjalizmu, ponieważ ktoś miałby podejmować za mnie i wszystkich innych obywateli decyzje, które mogą się nam nie podobać. Co wówczas? Przecież takie działanie jest ewidentnym naruszeniem mojej wolności, którą JKM i jego wyznawcy tak zaciekle bronią...

Na koniec pozwolę sobie poruszyć temat bezpieczeństwa energetycznego - według JKM, skoro mamy podpisany kontrakt z Rosją, to musimy go wypełnić i pal licho, kto, na jakich warunkach i w jakich okolicznościach go podpisał. Dla JKM nie ma to najmniejszego znaczenia. Przypomina mi to trochę jego wypowiedzi odnośnie aneksji Krymu, który został niby "demokratycznie" przyłączony do Rosji.
Demokratycznie, czyli do d... (posługując się po raz kolejny wypowiedziami JKM). Jak człowiek, który na każdym kroku krytykuje demokrację może w tak ważnej kwestii geopolityki mówić o uczciwych wyborach zwłaszcza wziąwszy pod uwagę opublikowane w ubiegłym tygodniu prawdziwe wyniki referendum na Krymie, które (delikatnie stwierdzając) znacznie odbiegają od tych, które ogłoszono światu?
Jak JKM widziałby pozostałe aspekty bezpieczeństwa energetycznego? Czy polskie elektrownie, elektrociepłownie, kopalnie, magazyny węglowodorów zostałyby przez niego sprzedane? A jeśli tak, to jak według niego "wolny rynek" uregulowałby wszystkie związane z tym problemy? Jeśli nie, to czy oznacza to, że JKM również w jakimś stopniu jest socjalistą?

Temat jest jak najbardziej otwarty i mimo wszystkich negatywnych głosów, które dotychczas usłyszałem w różnych rozmowach, uważam, że trzeba rozmawiać o JKM i potępiać jego utopię. Swego czasu utopię światu próbowali zafundować Marks, Engels i Lenin - jak to się skończyło, chyba każdy wie. JKM dzisiaj funduje nam praktycznie odwrócony radykalizm serwowany ludzkości przez komunistów, przez co trafia (tak jak komuniści w poprzednim stuleciu) do jakiejś grupy osób. Pamiętajmy jednak, ilu tak naprawdę było zwolenników tamtego ustroju czy to w PRL, czy w Czechosłowacji, czy NRD (z grzeczności nie wymieniam zacofanych Sowietów).

I już na koniec - jak każdy z nas może się przekonać państwo Donalda T. również nie radzi sobie z wymienionymi przeze mnie wyżej problemami. BA! Państwo Donalda T. jeszcze bardziej potęguje te problemy. W związku z tym nie dziwmy się, że poparcie JKM rośnie, ponieważ ludzie, zwłaszcza młodzi, mają dość robienia sobie z nich jaj i dlatego szukają jakiejś alternatywy, a krzykliwe hasła JKM na pewną jakąś alternatywą są. Czy lyberalyzm i wolny rynek są jednak w stanie, już nawet nie od ręki, ale w przeciągu 5-10 lat rozwiązać wszystkie problemy? Śmiem szczerze w to wątpić.

Tomasz "Geolog"
Pozdrawiam Serdecznie!

poniedziałek, 17 lutego 2014

Między Trynkiewiczem a "Kornim"...


Coraz częściej można usłyszeć głosy, zwłaszcza wśród „naszych komentatorów, dziennikarzy, publicystów”, że główne ośrodki medialne mają coraz mniejszy wpływ na kształtowanie rzeczywistości w Polsce. Coraz częściej wiele osób powtarza, że czas „świetności” „Gazety Wyborczej”, TVN-u etc oraz pracujących tam „reporterów”, uprawiających na wszelkie możliwe sposoby szeroko pojętą propagandę, minął bezpowrotnie, czego dowodem mają być spadki w sprzedaży i oglądalności tychże mediodajni.

Te spadki są faktem, który potwierdzają kolejne dane dotyczące sprzedaży czy też oglądalności, ale mimo tych spadków mediodajnie dalej narzucają główne tematy „informacyjne”, tematy „debaty” i inne najróżniejszej maści tematy zastępcze mające na celu przykrycie tematów naprawdę istotnych.

Podczas „debaty” na temat wydłużenia wieku emerytalnego praktycznie nikt nie zająknął się na temat sprzedaży przez Skarb Państwa 7% akcji PGE.
W czasie, gdy tematem numer 1 były związku partnerskie, ekipa Donalda Tuska pracowała jednocześnie nad sprzedażą LOTOS-u… Rosjanom.
Info-afera, określona przez szefa CBA jako największa afera III RP, została „przykryta” przez odsetki z pożyczki posła PiS Adama Hofmana.

Tę listę można wydłużać w nieskończoność. Ja jednak chcę opisać przypadek szczególnie groźny: uwięzienie Krzysztofa Kokowicza ("€œKorniego”), pracownika Muzeum na Majdanku€“ nieprzypadkowo w czasie, gdy opinię publiczną ogłupiono sprawą Mariusza Trynkiewicza.

Tych, którzy nie znają sprawy informuję, że w czwartek 23 stycznia 2014 roku około godziny 12 został zabezpieczony sprzęt komputerowy oraz drukarka z działu, w którym pracuje pan Krzysztof, a on sam zaś znalazł się w Komendzie Wojewódzkiej Policji. Mimo, że jest on osobą niepełnosprawną, nie pozwolono na dostarczenie mu do komendy w dniu zatrzymania sprzętu umożliwiającego normalne funkcjonowanie, którym były baterie do aparatu słuchowego oraz ładowarka do nich. Pozwolono na to dopiero następnego dnia, gdy Pan Krzysztof miał składać zeznania w Prokuraturze.

„Korni” został aresztowany na 3 miesiące pod zarzutem działania w „zorganizowanej grupie przestępczej” a bezpośrednią przyczyną jego zatrzymania, było twierdzenie policji, że na drukarce służbowej Kokowicz wydrukował dwa plakaty, cytuję „o treści antysemickiej i nawołujące do nienawiści” (w istocie plakaty zawierały treści krytyczne wobec lewackiej grupy €œBrama Grodzka, Teatr NN).

Dlaczego aresztowano go na 3 miesiące? Z obawy sądu „przed mataczeniem”. Warto w tym miejscu przypomnieć, że przepis ten wprowadzono, aby zapobiec zastraszaniu świadków, jakie mogą mieć miejsce w związku z poważnymi przestępstwami jak np. handel narkotykami, porwania, morderstwa…

Dopiero 31stycznia pozwolono, aby Krzysztof Kokowicz spotkał się ze swoim adwokatem. 31 stycznia, czyli 7 dni po jego zatrzymaniu, a wszystko dzięki odpowiednim „kruczkom prawnym”, jakie miała przygotowane w zanadrzu „niezależna” prokuratura.

Absurdalność całej sytuacji, jaka ma związek z Panem Krzysztofem najlepiej przedstawili koledzy „Korniego” związani z forum Rebelya.pl. Pozwolę sobie teraz na zacytowanie fragmentu jednego z zamieszczonych tam wpisów:
4. W rzeczywistości Krzysztof, jako długoletni pracownik Muzeum na Majdanku, przyłożył się do upamiętnienia Holocaustu być może bardziej, niż cały Teatr NN. Przygotowywał wystawy i publikacje na ten temat. Otrzymywał nagrody za zdjęcia obozu. Brał udział nawet w szkoleniu w Yad Vashem. Także hobbystycznie, np. na swoim koncie facebookowym, zamieszczał zdjęcia i informacje o muzeum.
5. Na Teatr NN można spojrzeć jako klasyczny przykład, tego, co prof. Norman Finkelstein określił jako "Holocaust Industry" czyli komercyjnego wykorzystania Zagłady. Działalność tej instytucji sprowadza się do pozyskiwania grantów i dotacji z wszelkich możliwych źródeł i wytwarzaniu w zamian miałkich intelektualnie konferencji oraz publikacji, oskarżanych nawet o plagiat. W odróżnieniu od tego Muzeum na Majdanku, dla którego od wielu lat pracuje Krzysztof, jest państwową instytucją non-profit o 70-letniej tradycji i rzetelnym dorobku naukowym.
6. W oczy rzuca się nierównoważność działań prokuratury i sądów w tej sprawie, a w sprawach dotyczących znieważania Polski i Polaków, np. zbezczeszczenia pomnika Żołnierzy Wyklętych w Lublinie. Wówczas prokuratura podjęła działanie dopiero pod naciskiem społecznym, nie doprowadzając do żadnych wyników, nie mówiąc nawet o postawieniu zarzutów sprawcom, którzy chwalili się swoim wyczynem na facebooku. Wskazuje to na działanie prokuratury "na pokaz" i odgórne zamówienie.


13 lutego sąd w Lublinie uchylił areszt Pana Krzysztofa - całkiem bezzasadnego więzienia niewinnego człowieka.

Jest rzeczą przerażającą, że tego typu praktyki są stosowane w demokratycznym kraju, który szczyci się niezależnością swoich sądów i odpolitycznieniem prokuratury. Jest rzeczą niewyobrażalną, że w majestacie państwa polskiego i majestacie prawa pozwala się na prowadzenie tego typu „praktyk”.

Czy czeka nas w przyszłości więcej tego typu „incydentów”? Biorąc pod uwagę historie, które kiedyś przez chwilę pojawiły się w mediach, można z obawą powiedzieć, że tak.

W czasach PRL, kiedy wmawiano społeczeństwu kłamstwo katyńskie każda polonijna gazeta, która napisała, że zbrodni na polskich oficerach dokonali Sowieci a nie Niemcy, była z miejsca pozywana przez sowieckie ambasady. Mimo że Sowieci nie wygrali żadnej z wytoczonych spraw, to jednak w przekazie medialnym pozostała wiadomość, że coś z wiadomościami polskiej prasy musi być nie tak, skoro zostały one zaskarżone. To, że procesy ciągnęły się bardzo długo, przez co strasznie „męczyły” te gazety to druga sprawa.

Czy nie dostrzegamy podobnych praktyk w sprawie „Korniego”? Czy nie jesteśmy świadkami podobnej sytuacji, co ze „Staruchem” – przez wielu nazywanym więźniem politycznym? Dlaczego prokuratura nie wykazuje się takim samym zaangażowaniem, np. w przypadku okładek jednego z tygodników, który porównuje polskich patriotów do bezmózgich goryli?

Dlaczego „nasi publicyści” milczą w tej sprawie? Dlaczego nie piętnują ewidentnych (delikatnie mówiąc) nadużyć ze strony prokuratury? Dlaczego wchodzą w tematy narzucane przez główne mediodajnie? Dlaczego tyle czasu zajmuje im rozmowa o Trynkiewiczu a sprawa „Korniego” jest przez nich wciąż i dalej pomijana?

Tego typu pytań można postawić jeszcze więcej, jednak nie wystarczy tylko na nie odpowiedzieć, ale znaleźć sposoby na zawarte w nich problemy; sposoby na poprawę  sytuacji w polskiej debacie na tematy ważne a nie tylko te mniej lub w ogóle nieistotne tak często lansowane przez mediodajnie…

Tomasz „Geolog”
Pozdrawiam Serdecznie!

sobota, 25 stycznia 2014

Bohater i zdrajca - Recenzja Autobiografii Kozakiewicza


Każdy kraj ma swoje mity – Polska również. Niektóre mity są jak najbardziej pozytywne, bohaterskie, heroiczne, budujące poczucie narodowej dumy i przywołujące same pozytywne skojarzenia. Inne mity – a w tych specjalizują się nasze mediodajnie – są mitami negatywnymi, mającymi wzbudzić w narodzie poczucie wstydu, poczucie bycia kimś gorszym, poczucie niedowartościowania etc. Czasami zdarza się również, że bohaterowie niektórych mitów z dnia na dzień stają się dla niektórych zdrajcami, którym „nie wypada podawać ręki”.

Władysław Kozakiewicz to postać, której chyba nikomu (może poza niektórymi przedstawicielami mojego i młodszego niż moje pokolenia) nie trzeba przedstawiać. Człowiek, który pokazał Ruskim „ten gest” był i jest dla wielu Polaków bohaterem, autorytetem, uosobieniem polskiej dumy i waleczności, natomiast dla innych (delikatnie mówiąc) niepoważnym „celebrytą”, który zdradził Polskę i Polaków.
24 października 2013 roku w polskich księgarniach pojawiła się (wydana przez AGORĘ) jego autobiografia nosząca „zadziorny” tytuł „Nie mówcie mi jak mam żyć” napisana przy współpracy z redaktorem „Przeglądu Sportowego” – Michałem Polem.

wtorek, 7 stycznia 2014

Dobry zwiastun słabej książki

Czy możliwe jest dzisiaj - 25 lat po obradach Okrągłego Stołu - jakiekolwiek rozliczenie i osądzenie komunistycznych zbrodniarzy i morderców? Jest to jedno z pytań, na które w swojej najnowszej książki pt. "Szwy" próbuje udzielić odpowiedzi Wacław Holewiński.

szwy_IMAGE1_288859_11

Jakiś czas temu, gdy słuchałem jednej z porannych rozmów Radia WNET, trafiłem akurat na wywiad z Panem Holewińskim, w którym odpowiadał on (bodajże redaktorowi Skowrońskiemu) na pytania dotyczące swojej najnowszej książki. Przyznam szczerze, że od razu pomyślałem, że muszę jak najszybciej kupić i przeczytać tą książkę, w czym jeszcze bardziej utwierdzał mnie zachwyt, jaki ogarnął jeszcze przed jej wydaniem prawicowe środowiska.

Oto opinie na temat "Szwów" znajdujące się na odwrocie:
""Szwy" to najbardziej osobista i - moim zdaniem - najlepsza powieść Wacława Holewińskiego. Autor stawia pytanie: co zrobiliśmy z naszą niepodległością? Albo odwrotnie: czemu tak wielu rzeczy nie zrobiliśmy, choć było to naszym obowiązkiem?" - Marek Ławrynowicz
"Holewiński jest jednym z nielicznych pisarzy, których proza tak mocno osadzona jest w naszej współczesności i historii najnowszej. Predestynuje go do tego życiorys: działalność opozycyjna w PRL, prowadzenie podziemnej oficyny wydawniczej, internowanie w stanie wojennym. Sądzę, że najzwyczajniej - doświadczenie życiowe sprawia, że autor ten ma od swoich młodszych kolegów więcej do powiedzenia. A raczej inaczej: do opowiedzenia". - Krzysztof Masłoń
"Czytając, zastanawiałam się, na czym polega sugestywność tej powieści. Wszystko w niej tchnie powietrzem, którym oddychamy. Wywoła na pewno wiele różnych reakcji - z wyjątkiem obojętności. Sądząc z podziału, na który wskazują badania opinii, powinna wzbudzić tyle furii ile entuzjazmu''. - Barbara Budrecka

Jeszcze 2 dni temu na tym zakończyłbym ten oto wpis, jednocześnie zachęcając wszystkich do przeczytania tejże książki. Dlaczego? Ponieważ jeszcze 2 dni temu uważałem, że ta książka nie może być zła ani słaba. BA! - miałem nadzieję, że będzie to jedna z najważniejszych książek, jakie w życiu przeczytam. Przecież zarówno wywołana przeze mnie rozmowa na jej temat w Radiu WNET jak również jej opis ("W 1985 roku milicjanci zakatowali młodego chłopaka, Tomasza Miteńkę, za brak dowodu osobistego. I choć uszli bez kary, to we współczesnej Polsce znajduje się niezależny pisarz, który postanawia upomnieć się o pamięć o tym zdarzeniu. Jest to tym trudniejsze, że także w jego życie uczuciowe okazuje się wpisana komunistyczna przeszłość.") oraz recenzje "naszych" ludzi nie mogły być aż tak przesadzone...

A jednak...
"Szwy" rozpoczynają się pogrzebem jednego z generałów, który swój stopień zawdzięczał błyskotliwej karierze w "służbach" PRL, w których uchodził za jednego z najbardziej bezwzględnych "oficerów". Na tym pogrzebie pojawia się główny bohater - pierwszoosobowy narrator - Maksymilian (prawdopodobnie Wacław Holewiński) wraz ze swoją kobietą - kilkanaście lat młodszą Joanną.
Maksymilian to były opozycjonista, natomiast Joanna to córka oficera SB, o czym Maksymilian dowiaduje się dopiero po 2-3 latach ich "związku". Zarówno przeszłość Maksymiliana jak i przeszłość ojca Joanny są częstą przyczyną kłótni między parą kochanków. Maksymilian nie jest w stanie zaakceptować przeszłości ojca Joanny oraz jej podejścia do tego, co tamten robił w PRL (uważa ona, że był "dobrym gliną", który nie robił nic poza ściganiem przestępców).
Maksymilian postanawia napisać książkę o jednej z zapomnianych zbrodni w PRL, jaką było zamordowanie Tomasza Miteńki. Dociera do ludzi związanych z tą sprawą - zarówno do katów jak i lekarza prowadzącego sekcję Miteńki, jego matki i pierwszej dziewczyny, księdza odprawiającego pogrzeb i wielu innych.
Okazuje się, że pisanie powieści o jednej ze zbrodni PRL, która miała miejsce prawie 30 lat temu jest w dalszym ciągu niemożliwe w "wolnej i demokratycznej III RP". Ludzie wywodzący się z tamtego świata wciąż i dalej mają potężne wpływy i możliwości, czym bardzo często dają się we znaki Maksymilianowi między innymi wulgarnymi telefonami, wyczyszczeniem jego konta bankowego, brutalnym pobiciem etc.

Z mojego dotychczasowego opisu może wynikać, że książka jednak nie jest wcale taka zła, że opisuje rzeczy ważne. Zgadza się, jednak temat ważny, jakim jest kondycja ustroju III RP oraz piętno zbrodni PRL jest w mojej ocenie de facto tematem pobocznym do życia miłosnego (zwłaszcza erotycznego) Maksymiliana i Joanny. Co kilka stron można przeczytać ich rozterki na temat ich miłości i związku, w jakim żyją. Co kilkanaście stron można znaleźć opis ich kolejnych stosunków, dziwnych (przynajmniej z mojego punktu widzenia) zachowań wobec siebie i zupełnie nic nie wnoszących do książki dialogów.
W pewnym momencie nie wiedziałem, o czym jest ta książka - o historii Tomasza Miteńki od 1985 roku do dziś czy o życiu uczuciowym Maksymiliana i Joanny. Właśnie ta druga opowieść, jej charakter i objętość, jaką zajmuje w książce sprawia, że bardzo poważny temat nierozliczonych zbrodni PRL oraz bardzo ważne pytania, jakie padają w książce (np. "Nie wydaje się panu, że czas już zamknąć okres rozliczeń? Że to ciągłe rozgrzebywanie ran nikomu nie służy? Że dla nas wszystkich lepiej byłoby przyjąć formułę wybaczenia?") są po prostu rozmyte w ogólnej sieczce pozostałych treści.

Zdecydowanie mogę Państwu, z całego serca, odradzić tę książkę (zwłaszcza, że kosztuje ona 34,90 zł). Nie wnosi ona zupełnie niczego nowego do debaty na wymienione przeze mnie ważne tematy i nie daje żadnych nowych odpowiedzi na m.in. przytoczone przeze mnie pytania. Język używany przez autora jest co najmniej niedoskonały a momentami, po prostu nieodpowiedni do opisywanych sytuacji. Sama postać Maksymiliana wydaje się bardzo naiwna a niekiedy po prostu głupia - jakby opozycyjna przeszłość głównego bohatera oraz cytowane przez niego, co jakiś czas, fragmenty "Notatnika z rozdartego podbrzusza" (przedstawiające czasem ważne, czasem mniej ważne  wydarzenia z ostatnich kilku lat) niczego go nie nauczyły, jakby w ogóle nie zdawał sobie sprawy, czym tak naprawdę jest III RP, jakby wychodził z założenia, że 4 czerwca 1989 w Polsce skończył się komunizm i dopiero prywatne śledztwo w sprawie zakatowania Tomasza Miteńki powoli uświadamiało go, w jakim kłamstwie żył dotychczas.

W skali od 1 do 10. Mogę ocenić "Szwy" najwyżej na 3 (Słaba). Szkoda, ponieważ dawno się tak nie napaliłem i nie zostałem jednocześnie tak rozczarowany. Uważam, że do poruszonego przez Wacława Holewińskiego tematu znacznie więcej wnoszą powieści Bronisława Wildsteina, Tadeusza Płużańskiego czy Waldemara Łysiaka. Jestem w posiadaniu kilku, kilkunastu e-booków wymienionych autorów, więc jeśli ktoś jest zainteresowany, to proszę dać znać :)

Tomasz "Geolog"
Pozdrawiam Serdecznie