"Z politycznego punktu widzenia jest arcyważne, żeby dobić Polskę"
(Lenin, 12 sierpnia 1920)
Strasznie ubolewam, że tak niewiele osób wie o tak zwanej "Operacji Polskiej", która została przeprowadzona przez towarzyszów Stalina i Berię.
Piszę o tym dzisiaj, ponieważ chciałbym, żeby czytelnicy tego bloga oraz osoby, które tu trafią wiedzieli, że na początku grudnia 1939 roku towarzysz Beria przedstawił towarzyszowi Stalinowi akt prawny, który umożliwiał wywożenie na dalekie tereny położone na północy i wschodzie Związku Radzieckiego Polaków, którzy zostali uznani za niewygodnych i groźnych w szerzeniu komunistycznego
10 lutego 1940 roku rozpoczęła się przeprowadzona na ogromną skalę akcja deportacyjna. Do dziesiątek tysięcy polskich domów na kresach wjechali żołnierze radzieccy zarówno z Armii Czerwonej jak i z NKWD (pewnie dlatego do dziś wiele ulic w polskich większych i mniejszych miastach i miejscowościach nosi nazwy Armii Czerwonej, Armii Ludowej etc). Kilkanaście, czasem kilkadziesiąt minut mieli ci wszyscy, do których w środku nocy zapukały ludzkie bestie w radzieckich mundurach, na spakowanie najważniejszych rzeczy i przygotowanie do mającej trwać 2-3 tygodnie wywózki. Różni naukowcy podają różne dane. Obecnie szacuje się, że w ciągu tej straszne nocy wywieziono z domów od 120 tysięcy do 250 tysięcy osób.
Pierwszą deportacją zostali objęci przede wszystkim osadnicy, którym polski rząd nadał działki za udział w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku oraz pracownicy leśni, gajowi, drwale, którzy mieli w przyszłości pomagać powstańcom antyradzieckim. Podczas trzech kolejnych deportacji, z których ostatnia odbyła się w połowie 1941 nie było już takiej 'selekcji'. Do bydlęcych wagonów wrzucano wszystkich, bez kryteriów i jakiejkolwiek litości. Naukowcy dzisiaj oceniają na podstawie danych dotyczących zamieszkania na terenach dotkniętych deportacją, że wywieziono w głąb ZSRR około miliona osób. Odtajnione w Rosji archiwa mówią natomiast o około 300 tysiącach deportowanych, tylko czy można wierzyć Rosjanom, którzy do dziś ciągają po sądach wszystkich publicystów prasy amerykańskiej, kanadyjskiej, australijskiej etc, którzy napiszą, że za zbrodnię katyńską odpowiada Stalin i ZSRR?
Dlaczego dzisiaj w wolnej Polsce nie mówimy o "Operacji Polskiej"? Dlaczego ta zbrodnia, którą można nazwać ludobójstwem jest pomijana, a pamiętamy tylko o zbrodni katyńskiej? Jest to według mnie spowodowane tym, że rodziny i potomkowie oficerów z obozów w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku do dziś upominają się o cześć i pamięć swoich krewnych i bliskich, natomiast o ofiary "Operacji Polskiej" nie ma się kto upomnieć, ponieważ całe rodziny po prostu nie żyją.
Bestialstwo, jakie jest w stanie stworzyć tylko gatunek ludzki, którego doświadczyli Polacy żyjący na Kresach nie może być pomijane. Nie chcę tutaj pomniejszać wymiaru zbrodni katyńskiej, która jest zjawiskiem niespotykanym i która nie zdarzyła nigdy wcześniej i później w dziejach ludzkości. Chciałbym jednak, żebyśmy pamiętali również o tych, którzy z ręki radzieckich zbrodniarzy i morderców ginęli tylko i wyłącznie za to, że byli Polakami.
Tomasz "Geolog"
Pozdrawiam Serdecznie
Witam
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze, że takie teksty powstają i dlatego też szkoda, że tamten blog szlag trafił, bo było trochę historii ciekawie opowiedzianej. A co do samego tekstu to racja wielu ludzi nie zna nawet tych podstawowych faktów historycznych. Przekonuje się o tym na co dzień. Mnie osobiście bardzo boli, że Polska nie ma planu repatriacji. W tej pierdolonej IIIRP ludzie się nie liczą. Podobnie sprawa wygląda z przedwojennymi obligacjami za które pieniądze zostały oddane chyba wszystkim oprócz Polakom.
Cześć Teoria.
UsuńNieśmiertelne orwellowskie "równi i równiejsi" nigdzie nie znalazło tak szerokiego zastosowania jak w Polsce, Białorusi i Rosji. Liczą się tylko wybrańcy, z których niemalże każdy mógłby kandydować na największego skurwysyna powojennej Polski.
Jak to jest, że powstają filmy typu "POkłosie", "W ciemności" etc, a nagrywanie filmu "Historia Roja" zostaje zatrzymane, bo III RP nie chce dać na nie złamanego grosza, a nawet jak film zostanie skończony, to nie znajdzie się żadne kino, które będzie miało odwagę go wyemitować?
Ludzie się nie liczą. Polska również się nie liczy. Czy istnieje w związku z tym jakaś granica podłości i skurwienia?
Pozdrawiam
ja się tylko zastanawiam czy by te czopki z gw jakby do wojny doszło np. napadły nas Niemcy to by pisali, że ci co się bronią to faszyści? Dla mnie to już ten poziom absurdu jest. Czy można bardziej, pewnie tak, ale ja tego nie ogarniam.
UsuńPozdrawiam
Skoro żołnierze Armii Czerwonej to według zaprzyjaźnionych redaktorów wyzwoliciele, a towarzysze generałowie - ludzie honoru...
UsuńPozdrawiam