Dzisiejszy tekst chciałbym rozpocząć poleceniem wydanym 26 czerwca 1989 roku przez szefa SB gen. Henryka Dankowskiego swoim podwładnym:
"ze względu na sytuację, jaka wytworzyła się po wyborach do Sejmu i Senatu proszę o przesłanie w trybie pilnym na moje ręce następujących dokumentów:
1. Charakterystykę aktualnie wybranych posłów i senatorów, będących aktualnie naszymi współpracownikami [...] proszę uwzględnić stopień ich związania z naszą służbą, dyspozycyjność w realizacji zadań, a także ugrupowanie polityczne, które reprezentują.
2. Charakterystykę osób, które nie są formalnie naszymi współpracownikami, lecz z którymi w różnej formie utrzymywany jest stały lub okresowy kontakt operacyjny [...]. Osoby z w[yżej] wym[ienionych] grup, które są zarejestrowane w ewidencji Biura "C" (tajni współpracownicy, kontakty bądź zabezpieczenie) należy zdjąć z ewidencji operacyjnej [...] nie powinno to oznaczać przerwania kontaktu operacyjnego. Przeciwnie, należy podejmować różnorodne działania, by osoby te były coraz bardziej związane z nami i coraz bardziej dyspozycyjne w realizacji zadań [...]".
Jak podają źródła IPN w tamtym czasie miało być w Polsce około 100 tys. Tajnych Współpracowników SB. Tego możemy być pewni. Ile natomiast osób było wówczas w jakikolwiek sposób uwikłanych w kontakty z komunistycznym aparatem represji? 200 tysięcy? 300 tysięcy? Może więcej... Wiadomo na pewno również, że dominującą ich część stanowili reprezentanci ówczesnej opozycji, środowisk naukowych, artystycznych, twórczych, dziennikarskich etc.
Czy możemy mówić, że w wyborach 4 czerwca 1989 roku komuniści ponieśli klęskę? Nie możemy, bowiem Komitet Obywatelski otrzymał tyle głosów, ile miał otrzymać, czyli legendarne 35%. Wynik ten nie był żadnym zaskoczeniem dla partyjnych towarzyszy, ponieważ został on z góry ustalony podczas obrad "okrągłego stołu" i skutecznie uniemożliwiał przeciwstawienie się "konstruktywnej" opozycji towarzyszom z PZPR.
Drugim argumentem podważającym mit 4 czerwca 1989 roku było - zgodnie z sowieckim wzorcem - przesunięcie centrum władzy z KC PZPR do pałacu prezydenckiego. Do kompetencji przyszłego prezydenta, którym miał zostać towarzysz generał Wojciech Jaruzelski miało należeć m. in. uznaniowe prawo do rozwiązania kontraktowego parlamentu.
Dzisiaj zwolennicy 4 czerwca 1989 roku mówią: "Ale przecież ekipa Jaruzelskiego skapitulowała, ponieważ opozycja miała swojego premiera w osobie Tadeusza Mazowieckiego". W mojej ocenie ten gest dobrej woli ze strony Jaruzelskiego i reszty towarzyszy miał przede wszystkim wytworzyć wśród okrągłostołowej opozycji przede wszystkim poczucie wdzięczności na zasadzie "choć nie musimy, to oddajemy wam władzę". Ta wspaniałomyślność do dziś jest gloryfikowana przez rzesze polskich autorytetów moralnych.
Rzeczywistość jednak wyglądała zupełnie inaczej - komuniści utrzymali bowiem jeszcze przez długi czas najważniejsze narzędzie kontroli nowego-starego systemu jednocześnie zabezpieczając ostatecznie swoje interesy zarówno biznesowe jak i polityczne. Spowolnienie procesu demokratyzacji, utrzymanie niemal całkowitej kontroli nad resortami siłowymi i ciągłe przedłużanie trwania kadencji parlamentu kontraktowego, brak lustracji i dekomunizacji oraz wiele innych, dziś zapomnianych spraw - to największe sukcesy ówczesnej ekipy Jaruzelskiego, z którymi ówczesna opozycja nie potrafiła i nie chciała sobie poradzić. Jaki wpływ mogli mieć na to zmobilizowani przez gen. Henryka Dankowskiego Tajni Współpracownicy? Tego się chyba już nigdy nie dowiemy.
W marcu i kwietniu 1990 roku na Węgrzech przeprowadzono w dwóch turach wolne wybory. W marcu 1990 roku to samo miało miejsce w NRD, w maju 1990 roku w Rumunii, w czerwcu 1990 roku w Czechosłowacji i Bułgarii.
W Polsce pierwsze wolne wybory do Sejmu i Senatu przeprowadzono dopiero na jesień 1991 roku. Polska była wówczas ostatnim krajem byłego bloku wschodniego, w którym wyłoniono parlament w wolnym głosowaniu!
Dzisiaj, 24 lata później, mało kto chce rozmawiać o faktach i ich konsekwencjach dla współczesnej Polski, ponieważ jesteśmy świadkami batalii moralnej. Środowisko związane z opozycją konstruktywną, "Gazetą Wyborczą" etc wciąż mówią o "jedynej drodze", która mogła zapewnić Polakom wyjście z komunizmu. Drogą tą było dogadanie się z komunistami.
Rozważania w stylu "Co by było gdyby...?" są dziś zadaniem dla pisarz political-fiction. W mojej ocenie nie można jednak mówić o tylko jednej możliwości wyjścia z sytuacji i/lub że była ona pod każdym względem najlepsza.
Przytoczony przeze mnie na początku cytat pokazuje jak dopracowana była taktyka ekipy Wojciecha Jaruzelskiego. Taktyka ta zapewnia do dziś odpowiednie korzyści odpowiednim ludziom.
4 czerwca 1989 roku nie skończył się w Polsce komunizm. 4 czerwca 1989 roku przedstawiciele Komitetu Obywatelskiego i "Solidarności" po prostu zapomnieli, że listę krajową poparło kilka milionów Polaków. Między innymi dzięki temu postkomuna wróciła do władzy w 1993 roku.
Tomasz "Geolog"
Pozdrawiam Serdecznie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz